11 lutego 2013

Rozdział IV

4.

  - Co ty tu robisz, do cholery? Dlaczego kazałeś mi skłamać?! Jakim cudem otworzyłeś okno?!
  - Spokojnie, laleczko. Wszystko po kolei – to mówiąc, podał mi piżamę, a ja wyrwałam mu ją z rąk, zdając sobie sprawę, że stoję przed obcym chłopakiem w samym ręczniku.
  - Wyjdź stąd, ale już.
  - Nie mam zamiaru. Nie pomyślę nawet o tym, jeżeli się nie ubierzesz, śliczna.
  - Przestań tak do mnie mówić!
Wyszłam z pokoju do łazienki. Trzęsłam się, jak nigdy. Ale kto nie byłby przerażony? W moim pokoju stoi koleś, którego nienawidzę. Dom jest zamknięty, okno też było, a on dostał się do środka. Cudowna noc, nie ma co. Popatrzyłam w lustro nad umywalką. Policzki paliły mnie i były czerwone, czemu się nie dziwię. Ubrałam piżamę, zdjęłam ręcznik z głowy i poszłam do pokoju. Weszłam i trzasnęłam drzwiami. Stałam przez chwilę tyłem do mojego „gościa”, ale zebrałam się na odwagę i się odwróciłam. Leżał sobie rozłożony na łóżku i przeglądał magazyny młodzieżowe.
  - Lubisz czytać to badziewie? Tu nie ma nic ciekawego!
  - Co tutaj robisz? Jak się dostałeś?
  - Oknem.
  - Ono było zamknięte!
  - Owszem.
  - Więc?!
  - Co więc? Czego ode mnie oczekujesz?
  - Może tego, że wyjaśnisz mi co cię tu sprowadza i dlaczego. Człowieku ja cię nienawidzę!
  - Bo co? Bo przeze mnie musiałaś siedzieć w kozie? Nie wyglądasz dobrze, laleczko.
  - Nie mów do mnie laleczko.
  - Dobrze, Nino.
Powiedział do mnie po imieniu?
  - Możesz mi wyjaśnić teraz?
  - Ale co?
  - Wszystko najlepiej!
  - Przyszedłem oddać ci to – powiedział i wsadził rękę do kieszeni spodni, po czym wyjął.... mój naszyjnik!
  - Mój łańcuszek! Skąd go masz?
  - Musiał ci upaść, jak cię złapałem dzisiaj w szkole.
  - Ta, dzięki – wyrwałam mu go i podeszłam do biurka. Położyłam na nim moją zgubę.
  - No ja już pójdę – rzekł i zaczął wychodzić.
  - Że słucham? Mam rozumieć, że włamałeś się do mojego domu tylko i wyłącznie po to, aby oddać mi mój medalion, tak?
  - No tak, a czy ja wyglądam na złodzieja?
  - Nie! Raczej na włamywacza! Nie mogłeś mi go oddać w szkole jak cywilizowany człowiek?!
  - Nie wiem czy rozmawiałabyś ze mną na korytarzu, bo może twój chłopak mógłby się zdenerwować.
  - Chłopak? To ja mam chłopaka?
  - No, a ten blondynek, który tak wyskoczył w twojej obronie?
  - To przyjaciel.
  - Przyjaciel, zakochany w tobie po uszy, prawda?
  - Skąd ty to wiesz? - spytałam zaskoczona.
  - Takie rzeczy się wie. Nawet faceci mają do tego nosa – mrugnął do mnie, podszedł do okna
i wyskoczył przez nie. Sparaliżowana, podeszłam do fotela obok parapetu i usiadłam. Właśnie Trevor Ramsey był u mnie w domu. Włamał się tu. Widział mnie w samym ręczniku. Coś pominęłam? Nie usnę już dzisiaj, poza tym nie wiem nawet czy mi się opłaca, zważywszy na to, iż jest po czwartej nad ranem.
Powlokłam się do łóżka, przykryłam kołdrą i włączyłam muzykę. Z playlisty wybrałam Coldplay – Clocks i wsłuchałam się w głos wokalisty.
Po jakiś dwudziestu minutach, kiedy słuchałam piosenki Marianas Trench – Toy Soldier, zauważyłam, że już zaczyna świtać. Pięknie. Odłożyłam słuchawki na szafkę nocną i próbowałam się chociaż zdrzemnąć. Nic z tego. Zdenerwowana wstałam i zeszłam na dół do kuchni. Skierowałam się do czajnika z zieloną herbatą, nalałam jej sobie do mojego ulubionego kubka z myszką Mickey i usiadłam w salonie na kanapie. Zobaczyłam stos papierów porozrzucanych na stoliku. Tata pracował. Zajmuje się nieruchomościami, dlatego ciągle nie ma go w domu, więc coraz częściej kłócą się z mamą o to, że niedługo straci całkowity kontakt z rodziną. Kiedyś było inaczej. Co tydzień w weekendy jeździliśmy na łyżwy, do kina, albo na basen. Było, minęło. Nie jestem pewna czy to jeszcze wróci. Było naprawdę źle. Amelie nie zdawała sobie z tego wszystkiego sprawy, była jak zawsze uśmiechnięta i pełna energii. Wszystko się psuło. Nie wiem dlaczego. Ostatnio mam ochotę wyjść z domu i czekać, aż zaczną się o mnie martwić i mnie szukać. Ciekawe czy to by ich trochę zbliżyło? Nie wiem nawet czy warto próbować. Nie wiem już nic. Najgorsza jest w tym wszystkim bezsilność.
 Kiedy tak rozmyślałam, usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Fall Out Boy krzyczeli refren piosenki "I don't care". Pobiegłam na górę i wpadłam do pokoju. Wzięłam telefon i odczytałam esemesa od Chrisa:
Przepraszam za to co zrobiłem. Spotkajmy się jutro po szkole, co?”
Jasne! Nie mogę się doczekać.”
Kamień spadł mi z serca. Może nie wszystko jeszcze stracone? Odłożyłam telefon i weszłam pod koc, wyciągając spod koca pamiętnik. Napisałam:
Nie wiem czy go kocham jako chłopaka, czy tylko jako przyjaciela.
Wszystko się sypie, nie rozumiem.
Przecież było tak dobrze!
Czy niektóre sprawy muszą się komplikować?”
Zamknęłam pamiętnik i przez chwilę patrzyłam się w okno. Wschód słońca, zaraz do szkoły, a ja nie zmrużyłam oka. Nie wyczuwam pięknego dnia.
Położyłam się, zamknęłam oczy i odpłynęłam. Na piętnaście minut.
  - Nina, Nina – Amelie klęczała przy mnie, bo leżałam na... podłodze? Co ja do cholery robiłam na podłodze? - Mamusia cię kazała obudzić, bo się spóźnisz.
  - Dziękuję, promyczku. Leć na dół..
  - Nasypać ci płatki?
  - Jasne! Dzięki! - ucałowałam ją w czoła, a mała poleciała na dół, prawie podskakując.
Co ja robię na podłodze? Spadłam z łóżka? Dziwne.
Podniosłam się i wzięłam do ręki telefon i od razu odczytałam wiadomość:
Będę u ciebie dziesięć po ósmej, czekaj przed bramą. Nie pytaj kto. Do zobaczenia, laleczko!”
Co tu się do cholery dzieje? Laleczko? To musiał być Trevor... Nie daruję jemu i temu, kto dał mu mój numer!
  - Nina! Szybciej! Muszę Amelie podrzucić do przedszkola!
  - Mamuś, dzisiaj mam podwózkę!
  - Okej, ja wychodzę!
  - Jasne! Kocham was! - odkrzyknęłam.
  - My ciebie też! - pisnął głosik Amelie.
Uśmiechnęłam się pod nosem i poszłam do łazienki. Byłam tak zainteresowana czy to rzeczywiście esemes od Nowego, że łazienka poszła mi w piętnaście minut. Wow.
Zbiegłam na dół i w biegu zjadłam płatki. Byłam tak tym wszystkim zafascynowana, że z wrażenia zapomniałam plecaka z pokoju. Pobiegłam na górę i w drzwiach od mojego pokoju wpadłam na Trevora!
Znowu wrzasnęłam, a on bezczelnie się roześmiał.
  - Zawsze będziesz witać mnie z takim wrzaskiem? Hej, chyba nie jestem aż taki straszny, co?
  - Jak się tu... A zresztą, po co pytam jak i tak się nie dowiem.
  - Mądra dziewczynka. To jak? Jedziemy?
  - Jasne, wezmę plecak i...
  - Już jest z aucie, chodź.
  - Jasne...
Trevor schodził po schodach jakby znał ten dom na pamięć. Co się tu dzieje?
  - Gotowa na przejażdżkę życia?
  - Słucham?
  - Nie jedziemy do szkoły, jedziemy się zabawić, kochanie.
To powiedziawszy, złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę swojego lśniącego Audi TT. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz