7 lutego 2013

Rozdział II



2.

Szłam prosto do swojej szafki z numerem sto dwanaście. Grzebałam w plecaku, poszukując kluczyka, kiedy ktoś złapał mnie za ramię, mówiąc:
  - Tego szukasz, panno wiem gdzie mam wszystko?
To był Chris. Machał mi przed twarzą kluczykami.
  - Możesz mi powiedzieć, Chrisie Bishop, jakim cudem to, czym machasz jest w twoim posiadaniu?
  - No wiesz, gdybyś pamiętała, że zostawiłaś je u mnie na łóżku, a potem lecąc jak na skrzydłach do domu ich nie wzięłaś, to wiedziałabyś dlaczego je mam.
  - Głupek! - powiedziałam i zabrałam mu kluczyki.
Przekomarzaliśmy się jeszcze chwilę, a jak dochodziliśmy do mojej szafki, Caroline, biegła do mnie z prawej strony i rzuciła mi się w ramiona.
  - Nina! Nina! Jak dobrze cię widzieć! Nie masz pojęcia co ja przeżywałam w nocy! Płakałam i smarkałam tylko, nic więcej – przerwała swój monolog – A ten, co tu robi?
Miała na myśli Chrisa. Nie lubiła go. Była w szoku, kiedy zgodziłam się pomóc mu w lekcjach, ale nigdy nie mówiła tego przy nim. Była naprawdę zła.
  - Ten ma na imię Chris i już sobie idzie – odpowiedział mój towarzysz – Do zobaczenia, Nino.
  - Cześć, widzimy się po szkole.
  - Widzimy się po szkole?! Nina, czy ty sama siebie słyszysz? To wyrzutek, dlaczego mu pomagasz?
  - Caroline, prosiłam cię już tysiąc razy! Nie mów tak w jego obecności – po namyśle dodałam – W mojej też!
  - Ej, lewku, dlaczego go tak bronisz, hm? Może to nie tylko kolega?
  - Caroline, znajdź sobie lepszą ofiarę niż Chris. Teraz idę na lekcje, do zobaczenia.
  - Ta, żegnam kolekcjonerko śmieci ze szkoły.
Naprawdę mnie wkurzyła. Nie lubiłam, kiedy źle mówiła o tym chłopaku. Lubię go. Nie, broń boże nie podoba mi się, nie kocham go i inne takie bajery, po prostu go lubię. Jest normalny, nie jak ci sportowcy, którzy widzą tylko siebie. Można z nim pogadać, a poza tym, nie jest też strasznie brzydki. Kto nie lubi blond włosów i niebieskich oczu? Kto? Caroline! To moja odpowiedź. Chris przypomina jej byłego, dlatego go tak nienawidzi. Nie rozumiem ludzi.
Wzięłam potrzebne książki z szafki, zamknęłam ją i pobiegłam na lekcje do pana Collinsa. Nie lubił spóźnialskich.
Wleciałam do klasy i usiadłam na swoim miejscu. Aktualnie sama zajmowałam całą ławkę, gdyż moja wierna towarzyszka Vicky, przeniosła się z rodzicami i już nie mieszka w naszej dziurze – Peterstown. Wyładowałam książki od geografii na ławkę i nim zdążyłam sięgnąć po długopis, pan Collins wchodził do klasy. Nie był sam. Za nim ciągnął się jakiś chłopak. Nowy. Wszedł, ciągając nogami, najwyraźniej bardzo niezadowolony. Na głowie miał kaptur, od wielkiej, czarnej bluzy z napisami, których nie rozumiałam. Ciemne jeasny, poobdzierane, ciągnęły się po ziemi, ale najwyraźniej nowemu to nie przeszkadzało.
  - To jest wasz kolega – stwierdził monotonnym głosem nauczyciel – Mógłbyś być tak łaskaw i przedstawić się klasie?
  - Nie bardzo – odpowiedział i zaczął szukać wolnego miejsca.
Super. Tylko ja siedziałam sama... Jemu najwidoczniej też się to nie spodobało, bo zrobił mało zadowoloną minę. Nie był taki brzydki, ale charakterek jak widać miał.
  - Panie Ramsey, tam jest wolne miejsce, proszę je zająć i nie marnować mi lekcji.
Nowy podszedł do ławki, kiwnął mi głową i to by było na tyle. Usiadł (jak najdalej ode mnie, oczywiście), włączył muzykę z telefonu, założył kaptur i słuchawki, a na sam koniec położył się na ławce. Cudownie, zawsze marzyłam o takim towarzystwie na lekcji. Może zagadać?
  - Hm, cześć. Jestem Nina. Przeniosłeś się do nas?
  - A nie widać? - burknął.
  - Widać, bo siedzisz obok mnie. Nie warcz na mnie, chciałam być miła, jak nie to nie. Miłego życia w naszej szkole bez znajomych, bo będąc takim dupkiem, szybko ich nie znajdziesz.
  - Zawsze tyle gadasz? Nie? To dobrze, zamknij się już.
To by było na tyle. Konwersacja się urwała, nim dobrze się zaczęła. Przecież nie będę nad tym ubolewać.
Lekcja dłużyła mi się w nieskończoność. Muszę opowiedzieć o nowym Caroline i Chrisowi. Znaczy, tej pierwsze powiem, jak przeprosi tego drugiego. Proste.
Kiedy zadzwonił dzwonek, nowy wstał i powoli pakował rzeczy do brudnego plecaka.
  - Zejdź mi z drogi, chcę przejść – powiedziałam
  - To przeciśnij swój słodki tyłeczek za krzesełkiem.
Uderzyłam go. Dość mocno, bo się zachwiał, a w ostatniej chwili złapał się ławki.
  - Panno Pick! Może odwiedzi pani gabinet dyrektora.
  - Jak to?! A słyszał pan co on do mnie mówił?! - wrzasnęłam.
  - Panno Pick, koza, dzisiaj, dwie godziny. Zapraszam. - powiedział i czekał aż ja i nowy
wyjdziemy z klasy. Szłam i czułam jak palą mnie policzki. Co za cham! Jeszcze go dobrze nie poznałam, a już go nienawidzę. Na dodatek koza dzisiaj, pięknie. Mama mnie zabije.

1 komentarz:

  1. To znowu ja. Chris- blondyn, niebieskooki Paula serio?! ;ppp
    Lidga ;p

    OdpowiedzUsuń