19 lutego 2013

Rozdział VII

7.
  - Caroline – szepnęłam – Caroline!
  - Co? Co jest? - podniosła się pospiesznie i od razu tego pożałowała, bo złapała się za głowę
jęcząc i masując sobie skronie – Moja głowa!
  - Ciszej – skarciłam ją – Chyba wczoraj przegięliśmy....
  - Nins? - wymamrotał Chris.
  - O, żyjesz. Miło. Wstawajcie, trzeba tu posprzątać – powiedziałam i zaczęłam kaszleć.
  - My się tym zajmiemy, N – stwierdziła Ollie – Jesteś przemęczona od tego kaszlu.
  - Chyba od tej wczorajszej tequili – burknęłam – Jak mogłam być taka głupia? Przecież wiedziałam, że po pierwsze my nie znamy umiaru, a po drugie jestem chora jak pies!
  - Hej, każdy z nas tego potrzebował – wyszeptał Chris, podnosząc się z kanapy.
Kiedy moi goście próbowali dojść do siebie, ja powlokłam się do kuchni i wstawiłam wodę na kawę. Kofeina. Tego mi właśnie trzeba. Nam. Kiedy otworzyłam górną szafkę nad blatem, rozległ się dzwonek mojego telefonu. Pobiegłam szybko do salonu, gdzie zastałam przyjaciół w tej samej pozycji, co poprzednio.
  - Wyyyyycisz go! - cichy głos Care rozkazał mi, machając ręką.
  - Już odbieram. Halo?
  - Cześć, Mała.
  - Trevor? - zapytałam zdziwiona i napotkałam pytające spojrzenie mojej przyjaciółki – Co chcesz?
  - Ładne mi powitanie. Coś słabo brzmisz, wszystko w porządku?
  - Nie owijaj w bawełnę, tylko gadaj co znowu.
  - Chciałem ci tylko oznajmić, żebyś wstawiła wodę na herbatę, albo coś i najlepiej otworzyła mi teraz 
     drzwi – powiedział i zadzwonił do drzwi frontowych.
Stałam sparaliżowana, kiedy Trevor dobijał się do mojego domu.
  - Otworzę – odparłam cicho i poszłam.
  - Witaj, Nin... Co ci się stało?
  - Mi? Jestem chora po twoim cholernym spacerze! Czego tutaj szukasz?
  - Nie chodzi mi o chorobę, tylko o to jak wyglądasz. Czyżbyś wczoraj pobalowała?
  - Nie twój zakichany interes. Potrzebujesz czegoś?
  - Może zaprosisz mnie do środka?
  - Może jednak nie – powiedziałam i chciałam zamknąć mu drzwi przed nosem.
  - Nie tak prędko. Czy dla każdego jesteś taka niemiła?
  - Tylko i wyłącznie dla nieproszonych gości – odparłam, wymuszając uśmiech.
  - Kto to? - krzyknął z wnętrza domu Chris.
  - Nikt ważny! Zaraz przyjdę! - jednak nim zdążyłam cokolwiek dodać, Chris pojawił się
przed drzwiami, otwierając szeroko oczy i patrząc to na mnie, to na Trevora.
  - Cześć, jestem Trevor, ale to chyba już wiesz?
  - Niestety, czego chcesz od Niny?
  - Nie twój interes, Bishop. Spadaj, rozmawiamy.
  - Nie – powstrzymałam go – Nie idź nigdzie. Trevor, jak wpuszczę cię do domu, dasz mi święty spokój?
  - Rozważę to – powiedział i wpakował się do mojego mieszkania. Zrezygnowana zamknęłam
drzwi i poszłam za nim do salonu.
  - Wow! Imprezka i ja nie byłem zaproszony?
  - Trevor! - krzyknęła Caroline – Cześć! Nie wiedziałam, że wpadniesz!
  - A my się znamy? - zapytał zaskoczony – Chyba nie dość dobrze, bym pamiętał twoje imię, więc nie zawracaj mi tym głowy, Śliczna.
  - Nazywam się Caroline – brnęła dalej dziewczyna – Chodzimy razem na zajęcia z historii!
  - Może, nie pamiętam. Nieważne – warknął Trevor do Care zupełnie jak do mnie, pierwszego
dnia jego pobytu w szkole. Caroline nie mogła się otrząsnąć, a Olivia tylko kręciła głową i dalej sprzątała. Care była w totalnym szoku. Nigdy żaden facet jej nie odrzucił, a już na pewno nie powiedział jej, że go nie interesuje. Cios dla ego, nie ma wątpliwości.
Kiedy i ja zabrałam się za sprzątanie, a Chris w tym czasie wynosił śmieci przez tylne drzwi w kuchni, Trevor podszedł do mnie i szepnął na ucho, abym poszła za nim do kuchni. Bez wahania (dlaczego nawet nie udawałam, że nie chce mi się iść?!) wstałam i poczłapałam się za nim. Wszedłszy do kuchni, Trevor zamknął drzwi i odetchnął z ulgą.
  - Nie lubię twojej koleżanki.
  - Fajnie, a co mnie to obchodzi? Po co miałam tu z tobą przyjść? - udałam obojętną.
  - Chciałem się zapytać na osobności czy pójdziemy gdzieś dzisiaj razem. Wieczorem?
  - Słucham? Nie ma mowy!
  - Przecież ostatni wspólny wypad, przeżyłaś bez szwanku.
  - To nie znaczy, że chcę się z tobą umówić.
  - Zwykły przyjacielski wypad.
  - Ja... - zaczęłam i postanowiłam skłamać – Zależy czy Chris się zgodzi.
  - A co on ma do tego?
W tym momencie Chris wszedł do kuchni, patrząc na nas sceptycznie.
  - Bo... Ja... Chris jest moim chłopakiem i wątpię, żeby się zgodził, abym wyszła z innym – palnęłam.
  - Serio? - wydawał się tym faktem szczerze zaskoczony – Nie wiedziałem. Szczęścia i takie tam. Mimo to, moja propozycja jest nadal aktualna, Milady.
  - Nie zwracaj się tak do niej – warknął „mój chłopak” - Nigdzie z tobą nie wyjdzie, nie dopóki jest ze mną – powiedział, obejmując mnie. Ulżyło mi.
  - Nie ma problemu. To ja spadam, nara.
  - Cześć – szepnęłam i po tym jak Nowy wyszedł, odsunęłam się od Chrisa.
  - Przepraszam – bąknęłam – Próbowałam coś wymyślić na poczekaniu, a nic innego mi do głowy nie przyszło. Wybacz.
  - Nie ma sprawy, nie przejmuj się.
  - Dzięki. Hej, a może wyjdziemy gdzieś razem? - zaproponowałam.
  - Nins, wybacz, ale dzisiaj wychodzę z chłopakami.
  - Jasne, no tak. Chodźmy dokończyć sprzątanie – powiedziałam i wyszłam z kuchni trochę
urażona. Myślałam, że dla mnie zawsze ma czas. Bez przesady. Przecież nie może dla mnie rzucać wszystkiego innego. Muszę sobie po prostu wymyślić ciekawe zajęcie na dzisiejszy wieczór. Mogę sobie przecież włączyć jakiś ciekawy film na DVD i obejrzeć go z kubkiem kakao i popcornem. Dobry plan, który najprawdopodobniej zrealizuję.
  - Nins, umówiłam się – walnęła znikąd Caroline.
  - Co? Z kim?! Mów szybko! Ładny? W co gra? Jakie ma oczy? Ładnie zbudowany?
  - Z Guy'em... - wyszeptała.
Zatkało mnie i kompletnie nie miałam pojęcia co jej powiedzieć.
  - Będziesz tego żałować, Care. Nie zauważyłaś, że on zawsze wraca do ciebie z podkulonym ogonem? Cholera, dziewczyno ogarnij się!
  - Nino, od ciebie akurat oczekiwałam wsparcia!
  - Wsparciem mogłam być przy pierwszym razie, drugim, ale nie dwudziestym! Care on cię wykorzystuje!
  - Nie! Nic takiego nie robi, a ja go kocham. Najwyraźniej przeliczyłam się co do ciebie, wychodzę. Ollie?
  - Jasne, idę. Przepraszam za nią, Nins. Też jej to wbijam do głowy, ale nic z tego.
  - Wiem, Ollie. Dzięki.
  - Do zobaczenia.
  - Na razie.
Dziewczyny wyszły, a ja zauważyłam, że i Chris się do tego zbiera.
  - Idź, dokończę.
  - Dzięki, Nins.
I wyszedł. Zamknęłam za nim drzwi i westchnęłam. Już miałam się zabierać za wycieranie podłogi, kiedy usłyszałam za sobą:
  - Potrzebujesz dodatkowej pary rąk do sprzątania?
  - Trevor? Co ty tu do cholery robisz?
  - Stwierdziłem, że pomogę.
  - Ale ja nie potrzebuję pomocy, już kończę.
  - Może jednak – powiedział i przybliżył się do mnie i złapał w talii.
  - Odwal się ode mnie, dupku! - wyrwałam się.
  - Niegrzeczna dziewczynka, każda chciałaby być na twoim miejscu.
  - Na jakim? Na tym, że mam prześladowce, który nie umie utrzymać łap przy sobie? Czego mają mi zazdrościć? Odpieprz się w końcu ode mnie! - wrzasnęłam.
Plask. Poczułam silną rękę na policzku i odruchowo złapałam się za niego. Uderzył mnie. Chłopak. Uderzył mnie tak, że aż się obróciłam. Stałam do niego tyłem i trzymałam się za piekącą część twarzy. Poczułam, że z wargi leci mi krew i szybko otarłam ją wierzchem dłoni. Odwróciłam się.
  - Wynoś się stąd! - krzyknęłam z płaczem.
  - Nina! Przepraszam! Nie wiem co we mnie wstąpiło! Przepraszam! - błagał.
  - Wynoś się, albo zadzwonię na policję!
Wyszedł, nie spojrzawszy na mnie. Osunęłam się po drzwiach i zaczęłam płakać. Nie zadzwonię ani do Chrisa, ani do Caroline. Zostałam sama, a gorzej już być nie mogło.
Zapłakana skończyłam sprzątanie i weszłam po schodach do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam zanosić się płaczem. Bolało. Dlaczego on mnie spoliczkował? Wyzwałam go, ale sam sobie na to zasłużył! Nie mogę w to uwierzyć.
Rozmyślając na tym w łóżku pełnym chusteczek, odpłynęłam w niebyt. 

17 lutego 2013

Rozdział VI

6.

Kiedy weszłam do domu, od razu udałam się do kuchni po ciepłą herbatę. Ściągając kurtkę, zauważyłam tatę, pracującego przy kuchennym stole.
  - Cześć, tato.
  - Witaj, Nina! Co tak wcześnie dzisiaj? - zapytał podejrzliwym tonem.
  - Dostałam gorączki w szkole – skłamałam (znowu!) - Pani kazała mi wrócić do domu.
  - To dlaczego jesteś cała przemoczona, dziecko?
Ups. Tego nie przewidziałam .
  - Biegłam całą drogę, bo nie miałam z kim jechać.
  - Mogłaś zadzwonić do mnie lub do mamy!
  - Padł im telefon. A teraz pozwól, że pójdę na górę i założę czyste i suche ciuchy.
  - Leć, ale zaraz cię tu widzę, pijącą ciepłą herbatę pod kocem!
  - Oczywiście!
Pobiegłam schodami na górę i wbiegłam do pokoju. Podeszłam do szafy i wyjęłam z niego szare, poobdzierane stare dresy i ciemnoniebieski top.
Udałam się do łazienki i spojrzałam w lusterko. Wyglądałam strasznie. Pokręciłam głową i weszłam pod prysznic.
Kiedy już się ogarnęłam i przeżyłam godzinę w kuchni z tatą, poszłam do pokoju i położyłam się pod koc. Zanim zdążyłam o czymkolwiek pomyśleć, odpłynęłam.
  - Nina, Nina! - mówił nade mną jakiś głos.
  - Taaaaak? - ziewnęłam.
  - Wstawaj i wypij ten syrop. Tata mówił, że przybiegłaś ze szkoły cała mokra. - to była
mama. Stała nade mną i podawała mi jakieś bezbarwne paskudztwo, po którym wypiję pewnie kilka szklanek wody mineralnej.
  - Dzięki, zaraz wezmę – powiedziałam i zsunęłam się z łóżka.
  - Nie zaraz, tylko teraz! Dlaczego mi rano nie powiedziałaś, że się źle czujesz/
  - Bo wtedy nic mi nie było – odpowiedziałam i zaniosłam się kaszlem.
  - No ładnie, moja droga! Nie ruszasz się z łóżka nawet na krok!
  - A do łazienki?
  - Nie przeginaj, Nins.
  - Jasne, przecież żartowałam!
Siedziałam na końcu łóżka i patrzyłam się bezcelowo w okno. Wzięłam do ręki łyżkę i syrop,a następnie wypiłam go, krzywiąc się i krztusząc. Wstałam, odłożyłam tę ciecz na biurko i wsunęłam się pod koc, po czym uświadomiłam sobie, że dawno nie pisałam w pamiętniku. Podniosłam się i zaczęłam grzebać pod poduszką, ale nie mogłam nic wyczuć.
  - Co jest, co cholery!
Szukałam dalej, jednak bez skutku. Podbiegłam do komody i przetrzepałam wszystkie szuflady, po czym zrezygnowana usiadłam na dywanie. Gdzie ja go położyłam?
  - Mamo? Byłaś w moim pokoju? - krzyknęłam.
  - Byłam, a bo co? - zapytała podejrzliwym tonem
  - Zginęła mi jedna rzecz i nie mogę jej znaleźć!
  - Tego szukasz? - zapytała moja rodzicielka, stojąc w drzwiach i trzymając moją zgubę.
  - Skąd go masz?! - wrzasnęłam, podbiegając do niej i zabierając jej z ręki moją własność.
  - Chciałam ci zaścielić łóżko, kiedy on wyleciał mi spod poduszki.
  - Dlaczego go wzięłaś?!
  - Jesteś moją córką i..
  - To cie nie upoważnia do zabierania moich osobistych rzeczy! A już na pewno nie pamiętnika! Jak mogłaś?!
  - Ja.. - zaczęła niepewnie, ale zaraz potem zmieniła ton głosu na ostry – Nie odzywaj się do mnie w taki sposób, Nino. Jestem dorosłą osobą, więc...
  - Jesteś dorosłą osobą i przeczytałaś cudze myśli, tak?!
  - Nie cudze, tylko twoje, a ty jesteś moją córką!
  - Nie miałaś prawa! - wrzasnęłam – Nie miałaś żadnego cholernego prawa! Co chciałaś o mnie wiedzieć?!    No co? To, że jak się na ciebie i tatę wkurzałam, to mogłam się wyładować pisząc? Tak? Powiedz mi jedno. Lepiej ci się zrobiło jak to przeczytałaś? Lepiej ci, bo teraz wiesz o wszystkich moich sekretach?! Lepiej? - to ostatnie powiedziałam niemal z płaczem.
  - Tak! Jest mi zdecydowanie lepiej, dziecko! Teraz wiem, że nie należy ci ufać!
  - Ciekawe dlaczego?
  - Wiem wszystko to, co robiłaś poza domem. To jak całowałaś się z prawie obcym chłopakiem nad jeziorem wieczorem, to jak...
  - To nie był obcy chłopak! Czy ja naprawdę zrobiłam coś tak okropnego, że musiałaś mi go przeczytać?! Nie chcę cię znać! Nie chcę cię widzieć! Żałuję, że mieszkam w tym domu.
Gdyby to była zwykła kłótnia, mamę to zdanie zdecydowanie by uraziło, ale nawet ona miała swoją dumę. Jak mogła mi to zrobić? Teraz nie będę potrafiła nawet na nią spojrzeć, nie bez żalu.
  - Nino, masz szlaban.
Roześmiałam się.
  - Szlaban? Chcesz mi powiedzieć, że uziemisz siedemnastolatkę, tak?
  - Co w tym takiego zabawnego?
  - To, że się nie dam! Nie mam pięciu lat i nic nie zrobiłam! Powinnaś pomyśleć nad sobą, wiesz? Nie chcę z tobą rozmawiać, mamo. Wyjdź, proszę. Nie mogę na ciebie patrzeć. Nie chce mi się wierzyć w to, co zrobiłaś.
Nie powiedziała ani słowa, tylko wyszła. Trzasnęłam za nią drzwiami i rzuciłam się na łóżko, wycierając mokre oczy. Po chwili wahania, wzięłam telefon i napisałam do Chrisa
Bardzo ci zależy na tym, abyś był na lekcjach?”
Już po trzydziestu sekundach dostałam odpowiedź.
Nie, zaraz u ciebie będę”
Właśnie za to go uwielbiałam, zawsze był wtedy, gdy go potrzebowałam.
Wstałam i poszłam do łazienki, żeby zobaczyć jak strasznie wyglądam. Miałam racje. Już chciałam zacząć się czesać, ale stwierdziwszy, że to przecież mój Chris, nie musiałam tego robić. Wyszłam z toalety i skierowałam się na dół. Nim przekroczyłam próg kuchni, rozległ się dzwonek do drzwi.
  - Otworzę! - krzyknęłam.
Poszłam i wpuściłam najlepszego przyjaciela do domu. Ledwo przeszedł przez futrynę, rzuciłam mu się w ramiona i go przytuliłam. Zaskoczony, pogłaskał mnie po plecach i odchrząknął.
  - Nins, wszystko okej?
  - Nie, nic nie jest okej. Chodźmy na górę.
  - Okej.
Weszliśmy do pokoju, a ja zamknąwszy drzwi wydarłam się:
  - Nienawidzę tej rodziny!!!!
  - Wow, Nins, spokojnie. Może opowiedz mi wszystko po kolei, co?
  - Mama przeczytała mój pamiętnik, starczy?
  - Co zrobiła?!
  - To, co słyszałeś. Nie wierze w to, ale jednak.
  - Aż tak źle? - jęknął.
  - Źle? Gorzej niż źle, Chris!
  - To co ty tam pisałaś, dziewczyno?
  - Szybki i wszystko wyjaśniający przykład? Wszystkie wypady nad jezioro.
  - No to niedobrze.
  - Serio? Nie wiedziałam!
  - Spokojnie, może o tym zapomni..
  - W co ty wierzysz? Nie ma takiej opcji. Teraz, będzie mi to wypominała do końca mojego marnego życia w tym domu.
  - Przesadzasz, damy radę!
  -Mam nadzieję....
W tym momencie do pokoju wpadł tata, ale zobaczywszy, że to Chris siedzi obok mnie odetchnął i tylko zapytał:
  - Jedziesz z nami do ciotki Stelli?
  - Nie, co to, to nie! Nie lubię tej ciotki...
  - Ale ona dzisiaj ma urodziny, Nins. Weź to pod uwagę.
  - Życzcie jej ode mnie wszystkiego najlepszego!
  - Jak chcesz, będziemy późno.
  - Pa, tato.
  - Do widzenia, panu.
Kiedy mój ojciec wyszedł, Chris spojrzał się na mnie znacząco, na co ja odparłam:
  - Tak, pewnie wrócą jutro w południe jeszcze na kacu.
  - Czyli?
  - Czyli podstawowe pytanie, Chrisie. Co powiesz na maraton filmowy?
  - Po Caroline zadzwonisz, prawda?
  - Jest moją przyjaciółką...
  - Dobra, dzwoń. Przeżyję.
Uśmiechnęłam się do niego i wybrałam na telefonie numer Care. Odebrała od razu.
  - Hej, N! Co słychać?
  - Co powiesz na maraton filmowy?
  - Rodzice u ciotki?
  - Dokładnie! - roześmiałam się.
  - Chris będzie, prawda?
  - Prawda, będzie.
  - To mogę wziąć Olivie?
  - Twoją kuzynkę, tak?
  - No.
  - Jasne, bierz.
  - A zaopatrzyć się w małe co nieco?
  - Dałabyś radę?
  - Jasne! Będzie nas czterech, czyli trzeba coś mocniejszego. Będę z Ollie za pół godziny!
  - Do zobaczenia.
  - Nara.
Rozłączyłam się i położyłam na łóżku. Po ataku kaszlu, zmieniłam zdanie i usiadłam obok mojego towarzysza.
  - Kiedy cię złapało?
  - Co złapało?
  - Choroba, głupku!
  - A! - zwiesiłam się – Muszę ci coś opowiedzieć. Coś, co dotyczy dzisiejszego dnia.
  - Raczej to, że przeleżałaś go w łóżku, Nins, nie jest ciekawe.
  - Tak naprawdę nie leżałam w łóżku, a rozchorowałam się po dzisiejszej wyprawie do lasu.
  - Do lasu?! Co ty robiłaś sama w lesie?
  - Nie byłam sama, towarzyszył mi Trevor.
  - Kto?
  - Trevor...
  - Ten nowy? Czekaj, chwilę.. Byłaś w lesie w obcym facetem, tak? Możesz mi powiedzieć jak do tego doszło?
Oparłam się o ścianę i o ramię mojego przyjaciela. Zaczęłam mu opowiadać o pierwszej wizycie Nowego u mnie w domu i skończyłam na dzisiejszym spacerze po lesie. W międzyczasie wtrącałam coś o tym jak bardzo nie lubię mojego prześladowcy, na co on zawsze reagował uśmiechem. Kiedy skończyłam swój monolog, przytuliłam się do niego i nawet nie zauważyłam kiedy odpłynęłam. Obudził mnie wrzask kogoś nad moją głową:
  - Ej, wstawajcie! Ile można?! Co byście zrobili jakbym była włamywaczem, co?
Caroline.
  - Już, moment, chwila – wymamrotałam.
  - Wygodnie się śpi? - zapytała, unosząc brwi. Zorientowałam się o co jej chodzi, kiedy
spostrzegłam, że leżę na klatce piersiowej Chrisa.
  - Chris – powiedziałam, wstając – Wstawaj, przysnęło nam się trochę.
  - Trochę? - zaczęła się śmiać Care – Ludzie, spaliście ponad trzy godziny!
  - Przecież wy miałyście być za pół, więc to niemożliwe.
  - Tak, ale musiałam poczekać, aż nasi rodzice – tu wskazała siebie i Olivie – dadzą nam wykład.
  - I zajęło wam to trzy godziny?
  - Caroline zapomniała o tym, że spędziła ponad godzinę przed lusterkiem – zaśmiała się
Olivia, kuzynka mojej przyjaciółki.
  - Ciekawe po co? – zapytałam z sarkazmem.
  - Tak, mnie też to zastanawia – wymamrotała Olivia i pokazała swoje dołeczki z policzkach.
Była bardzo delikatną dziewczyną, bynajmniej z wyglądu. Jej dość ciemna karnacja, kontrastowała z mocno zielonymi oczami, które otoczone długimi rzęsami, wydawały się niemal egzotyczne. Urody mogła pozazdrościć jej każda dziewczyna, a oprzeć się jej nie mógł chyba żaden chłopak. Była dość wysoka. Metr siedemdziesiąt na pewno. Minus był taki, że nie nosiła za często szpilek, ale po co jej one, skoro ma się takie długie nogi? To chyba u nich rodzinne. Najbardziej podobały mi się płomiennorude włosy, zaczesane w kucyk.
Kiedy dwie kuzynki wpatrywały się w Chrisa, ja postanowiłam wstać i przygotować coś do picia.
  - Herbaty?
  - Ty lepiej przynieś kieliszki, Nins. Dzisiaj balujemy – powiedziała i wyciągnęła z torebki
trzy butelki tequili.
  - Wow, nieźle – powiedział Chris i wstał z łóżka.
  - Czy kiedykolwiek we mnie zwątpiliście? - zakpiła Caroline i razem z eskortą ruszyła za mną
na dół. Doszliśmy do salonu, moi goście się rozsiedli, a ja popędziłam po literatki. Zadowolona swoją zdobyczą, weszłam do pokoju, gdzie byli moi znajomi, postawiłam przed nimi szklanki i włączyłam film na DVD. Chris nalał każdemu napoju, przeznaczonego dla dorosłych i usiadł w fotelu. Tak właśnie zaczęła się nasza mini impreza.

13 lutego 2013

Rozdział V

5.

Sama nie wiem dlaczego się zgodziłam. Musiałam mieć chwilowe zaćmienie mózgu, albo coś w tym stylu. Nigdy nie jechałam samochodem z obcym chłopakiem! Rany, ja nawet się nie umawiałam z kimś, kogo nie znałam. Co mi odbiło?
  - Nad czym myślisz? - zapytał mój porywacz.
  - A obchodzi cię to? - burknęłam, zapinając pasy.
  - Nie, nie obchodzi. Chciałem być uprzejmy.
  - Ty? Uprzejmy? Nie rozśmieszaj mnie, Trevor.
  - Potrafię być serio miły, jeżeli się postaram.
  - Jakoś tego nie zauważyłam – mruknęłam pod nosem – Możesz mi łaskawie wyjaśnić gdzie mnie porywasz?
  - Porywam? - zdziwił się – Zgodziłaś się dobrowolnie jechać ze mną na wagary, moja droga.
  - Nie, wcale się nie zgodziłam!
  - Tak? A jakim cudem znalazłaś się w aucie? - zapytał ze złośliwym uśmieszkiem i odpalił
swoje cudo. Wpatrywałam się przed siebie, gotując się ze złości. Co ja tutaj robię?
  - Masz coś przeciwko temu, abym włączył muzykę?
  - A gdybym miała, wziąłbyś to pod uwagę?
  - Nie – odpowiedział krótko i wsadził płytę Biffy Clyro do odtwarzacza.
  - Biffy?
  - Znasz ich? - zdziwił się.
  - Kilka piosenek, nie wszystkie.
  - Nie spodziewałem się tego – uśmiechnął się.
Więcej nic nie powiedział. Nie miałam pojęcia dokąd się udajemy i starałam się wyglądać na wyluzowaną. Nie przychodziło mi to łatwo, zważywszy na to, że nikt nie wiedział gdzie jestem. Muszę napisać esemesa do Caroline.
Wyciągnęłam telefon, a Trevor tylko spojrzał na mnie, unosząc brwi.
  - Co? - warknęłam.
  - Nic, czy ja coś mówię?
  - Nieważne.
Wybrałam numer Caroline i wcisnęłam zieloną słuchawkę. Po czterech sygnałach, włączyła się poczta i słodki głos mojej przyjaciółki „Hej! Jeśli za mną tęsknisz, zostaw wiadomość! Buziaki!” 
  - Szlag – zaklęłam.
Po kolejnych próbach, zdecydowałam się na to, aby zadzwonić do Chrisa. Ten odebrał już po pierwszym sygnale.
  - Nina? Wszystko okej?
  - Jasne, dzięki! Chris, nie będzie mnie dzisiaj w szkole. Naprawdę źle się czuję, poleżę w domu.
  - Przyjść do ciebie? - zapytał pospiesznie.
  - Nie! - zaprzeczyłam zdecydowanie za szybko – Znaczy, nie chcę, żebyś się zaraził jakimś paskudztwem. Dam znać koło piątej, żebyś wpadł, albo coś, okej?
  - Jasne, trzymaj się.
  - Na razie, Chris.
Rozłączyłam się i spojrzałam na telefon. Dwadzieścia procent baterii, super.
  - Nie masz tu ładowarki, prawda?
  - Nie, nie mam.
  - Mogłam się domyślić.
  - Jeżeli chcesz, możesz zadzwonić z mojego telefonu – powiedział Trevor.
  - Serio? Mogę? - zaskoczona, wpatrywałam się w niego, ale on nawet na mnie nie spojrzał. No tak, przecież prowadził – A gdzie jest haczyk?
  - Nie ma żadnego haczyka, kobieto. Spokojnie. Nie chcesz dzwonić, to nie dzwoń.
  - Jasne, dzięki. A teraz możesz mi powiedzieć gdzie my, do cholery jedziemy?
  - Nad jezioro – odpowiedział.
  - Gdzie? Przesłyszałam się?
  - Nie, jedziemy nad jezioro. Nie masz ochoty trochę odpocząć?
  - Nie! Nie z facetem, którego nie znam! - wrzasnęłam – Wypuść mnie! Wypuść!
  - Spokojnie! Nie chcę cię zgwałcić, zabić ani nic tych rzeczy. Po prostu potrzebuję rozrywki, a w szkole znam tylko ciebie.
  - Jasne, ciekawe dlaczego? - zamilkłam na chwilę, po czym zapytałam – Dlaczego byłeś u mnie w domu?
  - Przecież chciałem ci oddać wisiorek.
  - A w szkole? Człowieku, kolejny raz okłamałam kogoś przez ciebie, a jeżeli mam to robić wolałabym wiedzieć, dlaczego.
  - Byłem u ciebie w domu, bo byłem. Koniec tematu. Nie pytaj więcej o to, bo i tak uzyskasz tę samą odpowiedź.
  - Dzięki, szczerość między dwojgiem ludźmi to podstawa, nie ma co! - żachnęłam się.
  - Nie jestem do ciebie przywiązany, więc daj mi spokój.
  - Dam ci spokój, jeżeli odwieziesz mnie do domu!
  - Nie.
  - Bo?
  - Nie i koniec. Przestań gadać, bo chcę posłuchać swojej ulubionej piosenki!
  - Wal się.
  - Tak zrobię – uśmiechnął się i dał głośniej radio.
Jechaliśmy około czterdzieści minut, kiedy Trevor oznajmił.
  - Wysiadka.
  - Co? Przecież nie jesteśmy nad jeziorem!
  - Jezioro jest w lesie, głupia.
  - Jasne, idę – odpięłam pasy i wysiadłam z auta. Trevor zamknął za mną drzwi i rozprostował
ręce, strzelając palcami.
  - Ałć, nie rób tak.
  - Jak? - zapytał – Tak?
I znowu strzelił, a ja podeszłam do niego i uderzyłam go w ramię.
  - Uważaj, bolało – udał, że masuje sobie rękę i uśmiechnął się, pokazując przy tym proste, białe zęby. Miał naprawdę ładny uśmiech. Kiedy to robił, w policzkach pokazywały mu się dołeczki, które do niego nie pasowały. Nie do takiego wyglądu. Czarne, nastroszone w każdą stronę włosy, kurtka tego samego koloru i spodnie dopasowane do reszty odzieży. Jedynie oczy się wyróżniały. Były mocno niebieskie, jak niebo latem.
  - Skończyłaś?
  - Co? Co skończyłam? - zapytałam speszona.
  - Patrzeć się na mnie – odpowiedział, znowu unosząc brwi i ruszając nimi. Mimo tego, że
miałam ochotę go zabić, roześmiałam się. Kiedy spostrzegł, że ze śmiechu opieram się o samochód, powtórzył wcześniejszy gest, a ja zapłakana chciałam go uderzyć w głowę, ale on się odsunął. Chwiejnym krokiem podeszłam do niego, a on znowu w tył.
  - Goń mnie – powiedział i pociągnął mnie za włosy.
Taka zachęta mi wystarczyła. Ruszyłam za nim biegiem, a on widząc, że jestem daleko w tyle, zwolnił, dając mi fory.
  - Dawaj, mała!
Biegłam jak najszybciej, próbując go dogonić, ale nic z tego.
  - Hej! Nie jestem dobra w tym sporcie! - krzyknęłam i stanęłam, opierając ręce na kolanach i
powoli oddychając - Wracaj!
Zobaczyłam, że biegnie w moją stronę, naprawdę szybko. Kiedy już był krok ode mnie, uśmiechnął się triumfalnie i stwierdził:
  - Wygrałem, nie masz prawa mnie od teraz nawet dotknąć palcem.
  - Co? To my o coś graliśmy? - zapytałam zaskoczona – Gdybym wiedziała, postarałabym się bardziej!
  - Nie wątpię – podszedł obok mnie i usiadł na trawę – Siadaj, odpoczniemy chwilę.
  - Jasne, przyda się.
Zdyszana, osunęłam się koło Trevora i położyłam głowę na trawie. Przyjemnie. Teraz, leżąc tutaj, zdałam sobie sprawę, że dawno nie byłam na takim spacerze, od tak, dla samej siebie. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w śpiew ptaków. To zawsze potrafiło mnie zrelaksować.
  - O czym myślisz? - zapytał z zaskoczenia mój towarzysz.
  - O tym, że lubię naturę.
  - Serio? - zdziwiony, pochylił się nade mną i stwierdził – A co w niej takiego fajnego?
Zanim odpowiedziałam na jego pytanie, stwierdziłam:
  - Zaburzasz moją przestrzeń osobistą, odsuń się.
  - Jasne, już się robi – powiedział zawiedziony i dodał – A kiedy będę mógł ją naruszać?
  - Nie w tym życiu, mój drogi.
To powiedziawszy, wstałam i otrzepałam jeansy z trawy.
  - Idziemy nad to jezioro?
  - Jasne. Nina, ostrzegam, że to trochę daleko.
  - To może wrócimy? - palnęłam.
  - Nie, możemy po prostu połazić po lesie, co ty na to?
  - Jestem za!
Kiedy Trevor wstał, poczułam na policzku coś mokrego. Kolejny raz. I znowu. Po kilku sekundach, stwierdziłam, że całe ubranie mam w mokrych kropkach. Deszcz!
  - Chyba nici z naszego dzisiejszego spaceru, Trevor. Nie chcę być chora, dlatego proszę, odwieź mnie do domu.
  - Przecież to tylko deszcz! - zaprotestował.
  - Dokładnie! A ja mam krótki rękawek i zaraz będę kichać!
  - Jak chcesz, jedziemy do ciebie.
  - My?
  - No, a kto?
  - Ja! Tylko i wyłącznie ja. Podwozisz mnie, wchodzę do domu, udaję, że źle się czułam, a mama nie zauważa nic niepokojącego.
  - Okej, niech będzie. Ale następnym razem, robisz mi kakao.
  - Pomyślimy – odparłam.
Zanim skończyliśmy tę dyskusję, rozpadało się na dobre. Pobiegłam przodem, a Trevor zaraz za mną, jednak po jakiś trzydziestu sekundach, wyprzedził mnie, stwierdziwszy najpierw, że nie znajdę drogi powrotnej. Miał racje, jednak nie chciałam mu tego przyznać.
Dobiegliśmy do samochodu i cali mokrzy wsiedliśmy do środka. Zanim zdążyłam zapiąć pasy, kichnęłam.
  - A psik! Nie, nie, nie! Tylko nie to! Zabiję cię, Trevor!
  - A co to moja wina?!
  - Tak twoja, ruszaj się, chcę już pod ciepły koc.
  - Oczywiście, Milady.
Czterdzieści minut minęło jak z bicza strzelił. Podczas podróży, co chwilę zamykały mi się oczy, co było oznaką nadchodzącego przeziębienia.
Kiedy zauważyłam, że skręcamy w moją ulicę, zapomniałam, że ani razu nie sprawdziłam, która godzina. Wyciągnąwszy telefon z kieszeni, zobaczyłam, że bateria całkiem padła, więc zrezygnowana, zaczęłam odpinać pas.
  - Jest kilka minut po dziesiątej – powiedział Trevor – Nie zaprosisz mnie do środka, prawda?
  - Prawda, nie zaproszę – odparłam i otworzyłam drzwi od samochodu – Na razie, Trevor.
  - Nie było tak strasznie, nie? Do zobaczenia, Nina.
Powiedział i zanim dobrze zamknęłam drzwiczki, nacisnął pedał gazu i odjechał. Wtedy jeszcze raz zdałam sobie sprawę, że byłam z obcym facetem w lesie. Jestem idiotką.

11 lutego 2013

Rozdział IV

4.

  - Co ty tu robisz, do cholery? Dlaczego kazałeś mi skłamać?! Jakim cudem otworzyłeś okno?!
  - Spokojnie, laleczko. Wszystko po kolei – to mówiąc, podał mi piżamę, a ja wyrwałam mu ją z rąk, zdając sobie sprawę, że stoję przed obcym chłopakiem w samym ręczniku.
  - Wyjdź stąd, ale już.
  - Nie mam zamiaru. Nie pomyślę nawet o tym, jeżeli się nie ubierzesz, śliczna.
  - Przestań tak do mnie mówić!
Wyszłam z pokoju do łazienki. Trzęsłam się, jak nigdy. Ale kto nie byłby przerażony? W moim pokoju stoi koleś, którego nienawidzę. Dom jest zamknięty, okno też było, a on dostał się do środka. Cudowna noc, nie ma co. Popatrzyłam w lustro nad umywalką. Policzki paliły mnie i były czerwone, czemu się nie dziwię. Ubrałam piżamę, zdjęłam ręcznik z głowy i poszłam do pokoju. Weszłam i trzasnęłam drzwiami. Stałam przez chwilę tyłem do mojego „gościa”, ale zebrałam się na odwagę i się odwróciłam. Leżał sobie rozłożony na łóżku i przeglądał magazyny młodzieżowe.
  - Lubisz czytać to badziewie? Tu nie ma nic ciekawego!
  - Co tutaj robisz? Jak się dostałeś?
  - Oknem.
  - Ono było zamknięte!
  - Owszem.
  - Więc?!
  - Co więc? Czego ode mnie oczekujesz?
  - Może tego, że wyjaśnisz mi co cię tu sprowadza i dlaczego. Człowieku ja cię nienawidzę!
  - Bo co? Bo przeze mnie musiałaś siedzieć w kozie? Nie wyglądasz dobrze, laleczko.
  - Nie mów do mnie laleczko.
  - Dobrze, Nino.
Powiedział do mnie po imieniu?
  - Możesz mi wyjaśnić teraz?
  - Ale co?
  - Wszystko najlepiej!
  - Przyszedłem oddać ci to – powiedział i wsadził rękę do kieszeni spodni, po czym wyjął.... mój naszyjnik!
  - Mój łańcuszek! Skąd go masz?
  - Musiał ci upaść, jak cię złapałem dzisiaj w szkole.
  - Ta, dzięki – wyrwałam mu go i podeszłam do biurka. Położyłam na nim moją zgubę.
  - No ja już pójdę – rzekł i zaczął wychodzić.
  - Że słucham? Mam rozumieć, że włamałeś się do mojego domu tylko i wyłącznie po to, aby oddać mi mój medalion, tak?
  - No tak, a czy ja wyglądam na złodzieja?
  - Nie! Raczej na włamywacza! Nie mogłeś mi go oddać w szkole jak cywilizowany człowiek?!
  - Nie wiem czy rozmawiałabyś ze mną na korytarzu, bo może twój chłopak mógłby się zdenerwować.
  - Chłopak? To ja mam chłopaka?
  - No, a ten blondynek, który tak wyskoczył w twojej obronie?
  - To przyjaciel.
  - Przyjaciel, zakochany w tobie po uszy, prawda?
  - Skąd ty to wiesz? - spytałam zaskoczona.
  - Takie rzeczy się wie. Nawet faceci mają do tego nosa – mrugnął do mnie, podszedł do okna
i wyskoczył przez nie. Sparaliżowana, podeszłam do fotela obok parapetu i usiadłam. Właśnie Trevor Ramsey był u mnie w domu. Włamał się tu. Widział mnie w samym ręczniku. Coś pominęłam? Nie usnę już dzisiaj, poza tym nie wiem nawet czy mi się opłaca, zważywszy na to, iż jest po czwartej nad ranem.
Powlokłam się do łóżka, przykryłam kołdrą i włączyłam muzykę. Z playlisty wybrałam Coldplay – Clocks i wsłuchałam się w głos wokalisty.
Po jakiś dwudziestu minutach, kiedy słuchałam piosenki Marianas Trench – Toy Soldier, zauważyłam, że już zaczyna świtać. Pięknie. Odłożyłam słuchawki na szafkę nocną i próbowałam się chociaż zdrzemnąć. Nic z tego. Zdenerwowana wstałam i zeszłam na dół do kuchni. Skierowałam się do czajnika z zieloną herbatą, nalałam jej sobie do mojego ulubionego kubka z myszką Mickey i usiadłam w salonie na kanapie. Zobaczyłam stos papierów porozrzucanych na stoliku. Tata pracował. Zajmuje się nieruchomościami, dlatego ciągle nie ma go w domu, więc coraz częściej kłócą się z mamą o to, że niedługo straci całkowity kontakt z rodziną. Kiedyś było inaczej. Co tydzień w weekendy jeździliśmy na łyżwy, do kina, albo na basen. Było, minęło. Nie jestem pewna czy to jeszcze wróci. Było naprawdę źle. Amelie nie zdawała sobie z tego wszystkiego sprawy, była jak zawsze uśmiechnięta i pełna energii. Wszystko się psuło. Nie wiem dlaczego. Ostatnio mam ochotę wyjść z domu i czekać, aż zaczną się o mnie martwić i mnie szukać. Ciekawe czy to by ich trochę zbliżyło? Nie wiem nawet czy warto próbować. Nie wiem już nic. Najgorsza jest w tym wszystkim bezsilność.
 Kiedy tak rozmyślałam, usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Fall Out Boy krzyczeli refren piosenki "I don't care". Pobiegłam na górę i wpadłam do pokoju. Wzięłam telefon i odczytałam esemesa od Chrisa:
Przepraszam za to co zrobiłem. Spotkajmy się jutro po szkole, co?”
Jasne! Nie mogę się doczekać.”
Kamień spadł mi z serca. Może nie wszystko jeszcze stracone? Odłożyłam telefon i weszłam pod koc, wyciągając spod koca pamiętnik. Napisałam:
Nie wiem czy go kocham jako chłopaka, czy tylko jako przyjaciela.
Wszystko się sypie, nie rozumiem.
Przecież było tak dobrze!
Czy niektóre sprawy muszą się komplikować?”
Zamknęłam pamiętnik i przez chwilę patrzyłam się w okno. Wschód słońca, zaraz do szkoły, a ja nie zmrużyłam oka. Nie wyczuwam pięknego dnia.
Położyłam się, zamknęłam oczy i odpłynęłam. Na piętnaście minut.
  - Nina, Nina – Amelie klęczała przy mnie, bo leżałam na... podłodze? Co ja do cholery robiłam na podłodze? - Mamusia cię kazała obudzić, bo się spóźnisz.
  - Dziękuję, promyczku. Leć na dół..
  - Nasypać ci płatki?
  - Jasne! Dzięki! - ucałowałam ją w czoła, a mała poleciała na dół, prawie podskakując.
Co ja robię na podłodze? Spadłam z łóżka? Dziwne.
Podniosłam się i wzięłam do ręki telefon i od razu odczytałam wiadomość:
Będę u ciebie dziesięć po ósmej, czekaj przed bramą. Nie pytaj kto. Do zobaczenia, laleczko!”
Co tu się do cholery dzieje? Laleczko? To musiał być Trevor... Nie daruję jemu i temu, kto dał mu mój numer!
  - Nina! Szybciej! Muszę Amelie podrzucić do przedszkola!
  - Mamuś, dzisiaj mam podwózkę!
  - Okej, ja wychodzę!
  - Jasne! Kocham was! - odkrzyknęłam.
  - My ciebie też! - pisnął głosik Amelie.
Uśmiechnęłam się pod nosem i poszłam do łazienki. Byłam tak zainteresowana czy to rzeczywiście esemes od Nowego, że łazienka poszła mi w piętnaście minut. Wow.
Zbiegłam na dół i w biegu zjadłam płatki. Byłam tak tym wszystkim zafascynowana, że z wrażenia zapomniałam plecaka z pokoju. Pobiegłam na górę i w drzwiach od mojego pokoju wpadłam na Trevora!
Znowu wrzasnęłam, a on bezczelnie się roześmiał.
  - Zawsze będziesz witać mnie z takim wrzaskiem? Hej, chyba nie jestem aż taki straszny, co?
  - Jak się tu... A zresztą, po co pytam jak i tak się nie dowiem.
  - Mądra dziewczynka. To jak? Jedziemy?
  - Jasne, wezmę plecak i...
  - Już jest z aucie, chodź.
  - Jasne...
Trevor schodził po schodach jakby znał ten dom na pamięć. Co się tu dzieje?
  - Gotowa na przejażdżkę życia?
  - Słucham?
  - Nie jedziemy do szkoły, jedziemy się zabawić, kochanie.
To powiedziawszy, złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę swojego lśniącego Audi TT. 

10 lutego 2013

Rozdział III część 2

3. 2/2

Koza na szczęście minęła mi szybko. Siedziałam i rysowałam na kartce kwiatki, co chwilę patrząc na zegarek. Nie musiałam się użerać z Nowym, bo uciekł, więc to też poprawiło mi humor.
Po odsiadce(ale to brzmi!) poszłam do domu.
  - Jestem! - krzyknęłam – Co na obiad?
  - Co na obiad?! - wyleciała z wrzaskiem mama – Co na obiad?! Zjawiasz się dwie godziny po swoich zajęciach i bezczelnie pytasz mnie co na obiad?! Możesz mi powiedzieć, gdzieś ty się podziewała?
  - Byłam w kozie, a poza tym nie muszę ci się tłumaczyć. Idę na górę, zrobię sobie płatki.
  - Wracaj tu koleżanko. - powiedziała już mniej wkurzona – Możesz mi tylko wyjaśnić dlaczego byłaś w kozie? Coś ty narobiła?
  - Przyłożyłam chłopakowi, za to, że gadał o moim tyłeczku, a teraz mam ochotę znowu go uderzyć, bo stwierdził, że jestem łatwa. Coś jeszcze, czy mogę iść?
Zatkało ją. Machnęła na mnie ręką, co uznałam za zgodę do opuszczenia korytarza. Weszłam na górę, przebrałam się i wysłałam esemesa do Chrisa.
Przyjdziesz?”
Jasne, będę za minutę!”
Dobrze, że mieliśmy do siebie trzydzieści sekund drogi. Jedyne, co zdążyłam zrobić to założyć koc na łóżko, bo po chwili rozległo się pukanie do drzwi frontowych. Zbiegłam na dół i otworzyłam drzwi. To był nie kto inny jak Chris!
  - Cześć, wybawco.
  - Hej – powiedział i wszedł do domu.
  - Chodźmy na górę, bo kuchnia i salon zajęty.
  - Jasne.
Ściągnął kurtkę i poszliśmy do mojego pokoju. Zamknęłam drzwi i usiadłam obok niego na łóżku.
  - Nina... - zaczął niepewnie.
  - Ta? - powiedziałam z pełnymi ustami, bo właśnie byłam w trakcie wpychania sobie ciasteczka do buzi. Z marmoladą, kocham je.
  - Mogę cię o coś zapytać?
  - Pozwołis, że nałpiełw żjem?
  - Jasne – zaśmiał się i wziął ciacho. Kiedy skończyłam konsumować, powiedziałam:
  - No dalej, twardzielu.
  - Przybliżył się. Nie jest dobrze.
  - Znamy się już dość długo, prawda?
  - Tak, no tak, prawda – odparłam.
  - Co do mnie czujesz?
  - Słucham? - w tym momencie błagałam Boga, że się przesłyszałam. Nie, tylko nie Chris!
  - Czy czujesz coś do mnie
  - Chris, ja.. - ale zanim skończyłam, zrobił to. Przysunął się do mnie, złapał mnie i pocałował, długo, namiętnie. Jak najszybciej się odsunęłam.
  - Chris!
  - Ja, przepraszam. Musiałem. Nina, od dłuższego czasu to w sobie tłumiłem!
Załamałam się. Nie, nie Chris. Proszę!
  - Chris, ja... Ja nie czuję tego do ciebie – wydusiłam.
  - Tak myślałem. Gdzie taka dziewczyna coś do mnie, nie? Przepraszam, nie powinienem, zepsułem wszystko.
  - Nie, Chris. Ja... Ja po prostu.. Przepraszam, że nic do ciebie nie czuję. Kocham cię, Chris, kocham, ale jak brata, nic więcej!
  - Tylko, że... - wstał, a ja za nim – Nina...
Staliśmy przy drzwiach od pokoju. Chciał wyjść. Nie chciałam go stracić, bo naprawdę uwielbiałam z nim gadać. Ucząc się, zawsze robiliśmy coś dodatkowego. Rowery, ciastka, wszystko! A teraz to zniknie.
  - Chris, proszę nie psuj tego, zostań. Udawajmy, że nic się nie stało, dobrze?
  - Nie umiem – pochylił się nade mną – Ostatni pocałunek, dobrze?
Przysunął się, a ja nic nie powiedziałam, nie odsunęłam się. Czułam jak jego wargi dotykają moich. Złapał mnie w pasie i przysunął mocniej do siebie, ale wtedy już nie wytrzymałam.
  - Chris, ja...
  - Rozumiem, nie czujesz tego co ja – zamilkł na chwilę – Kocham cię, Nino. Kocham, ale nie jako przyjaciółkę.
I wyszedł. Zostawił mnie i wyszedł. Tak po prostu. Nie wiedziałam co mam zrobić. Usiadłam pod drzwiami i się rozpłakałam. Dawno nie płakałam przez kogoś. Nie przez chłopaka. Ale mi na nim zależy! Tylko nie jak na kimś bliższym niż jak na przyjacielu. Dlaczego on to zrobił? Dlaczego mnie pocałował? Dlaczego wszystko zepsuł?
Nie zdawałam sobie sprawy, kiedy przeszłam na łóżko. Leżałam z pudełkiem chusteczek i dałam płynąć łzom. Po co mam się powstrzymywać.
  - Nina? - odezwała się mama zza drzwi – Chcesz porozmawiać?
  - Nie, idź stąd.
Nie skomentowała, tylko poszła. Kilka sekund po jej odejściu, do pokoju ktoś zapukał.
  - Nina? - to była Amelie – Nina, mogę wejść?
  - Wejdź, słoneczko.
Amelie ma pięć latek. Jest wkurzającą, młodszą siostrą, ale ją kocham. Weszła delikatnie do mojego łóżka, wzięła koc i przykryła mnie nim, wsuwając się obok.
  - Kochasz go? - zapytała. Skąd pięciolatka wymyśla takie pytania?
  - Nie, Amelie. Nie kocham go – powiedziałam i rozpłakałam się na dobre. Przytuliła się do
mnie i głaskała mnie swoją małą rączką po włosach.
Obudziłam się kilka godzin później. Amelie spała z rączką na mojej szyi. Jej blond loczki były rozrzucone na mojej fioletowej poduszce. Podniosłam się i spojrzałam na zegarek. Pół do trzeciej.
  - Niedobrze – mruknęłam i delikatnie wyślizgnęłam się z łóżka. Poszłam do łazienki i spojrzałam w 

lusterko – Wyglądam okropnie.
Weszłam pod prysznic, a ciepła woda pozwoliła mi się na krótką chwilę rozluźnić. Wyszłam i owinęłam się ręcznikiem. Poszłam do pokoju w poszukiwaniu piżamy i zauważyłam, że Amelie już nie ma. Poszła pewnie do rodziców do pokoju. Przekopałam całą komodę, a piżamy ani śladu.
Dziwne...
  - Tego szukasz, laleczko?
Wydarłam się na całe gardło. Wrzeszczałam jak głupia, dopóki Trevor nie podszedł i nie zamknął mi buzi.
  - Ciiiiicho, nie rób hałasu.
Za późno. Słyszałam jak rodzice biegną do mojego pokoju.
  - Nie mów im, że kogoś tu widziałaś. Powiedział i wyskoczył przez okno.
Mama z tatą wpadli do pokoju z kijem bejsbolowym.
  - Nina! Nina! Nic ci nie jest?! - krzyczała mama, a tata w ty czasie przeszukiwał moją sypialnię.
  - Dlaczego tak krzyczałaś?
  - Ja... Ja.... - nie wiedziałam co mam powiedzieć. „Hej, mamo! Krzyczałam, bo koleś przez którego wylądowałam z kozie był u mnie w pokoju, a ja jestem owinięta ręcznikiem!” - Zobaczyłam pająka – palnęłam.
  - Pająka? - mama była rozdrażniona a zarazem rozbawiona.
  - Krzyczałaś i postawiłaś na nogi całą rodzinę, bo był tu pająk? Dobrze rozumiem? - zapytał swoim niskim głosem tata, a potem się roześmiał – Dziecko, idź spać.
Podszedł do mnie, pocałował mnie w czoło i wyszedł, a za nim podreptała mama.
  - Dobranoc, kochanie – powiedziała i zamknęła drzwi. Zaraz jak to zrobiła, mój towarzysz pojawił się znowu, trzymając moją... piżamę?

8 lutego 2013

Rozdział III część I


3  (cz.1/2)

Wychodziłam z klasy, patrząc na mojego wroga numer jeden, jakbym miała go zaraz udusić na środku korytarza. Byłam tak zamyślona, że nie zauważyłam stojącej przede mną Caroline.
  - Ałć! - krzyknęła – To, że jesteś na mnie zła, nie znaczy, że masz mnie zabić w szkole!
  - Sory, Care. Jestem tak wściekła, że przysięgam, iż zaraz coś rozwalę!
  - Wow, aż tak cię wkurzyłam? Przepraszam, N. Przykro mi, ale twoje ciacho tak mi przypomina Guy'a, że mam ochotę wydrapać mu oczy!
  - Ciacho? Care? Słyszałaś co właśnie powiedziałaś? Przyznałaś, że Chris to ciacho! Haha!
Zaczęłam skakać dookoła niej, całując po policzkach i przytulając ją.
  - Nina, nie denerwuj mnie. Nic takiego nie powiedziałam, sądzisz, że upadłam na głowę?
  - Owszem, powiedziałaś, nawet ja to słyszałem – powiedział jakiś niski głos – Nina ma świadka.
  - A ty jesteś? - zapytała z błyskiem w oku Care – Znamy się?
  - Jest nowy – powiedziałam, bo okazało się, że mam obrońce, nowego! Kto by pomyślał? - Nie warty uwagi, Care. Chodźmy.
  - Hej! - zawołał – Tak mówisz o koledze, na którego dzisiaj po lekcjach będziesz skazana?
Jęknęłam. Koza, fakt.
  - N, czy ja o czymś nie wiem?
  - Nie zdążyłam ci powiedzieć. Ten tutaj – pokazałam palcem na nowego – wpędził mnie do kozy.
  - Ja?! Ja nic nie zrobiłem! To ty mnie uderzyłaś!
  - Uderzyłaś go?! - krzyknęła oszołomiona Caroline – Za co?!
  - Nie ważne, Care. Idziemy.
  - Zmusisz ją?
  - Zamknij się, Nowy.
  - Nazywam się Trevor.
  - A mi to potrzebne do szczęścia? Bywaj, Nowy.
Pociągnęłam moją przyjaciółkę za rękę i ruszyłam w stronę sali numer dwadzieścia siedem. Czekały mnie teraz dwie godziny z biologią, na którą na szczęście chodziłam z Chrisem. Caroline ociągała się i co chwilę oglądała się za siebie.
  - Care, przestań.
  - O co ci chodzi? - zapytała z miną niewiniątka.
  - Wiesz o co mi chodzi.
  - O tego Trevora? Rany, Nina! Przecież to jest typowe amerykańskie ciacho, wiesz o tym?
  - Caroline, on wygląda jak pół dupy zza krzaka, nie zdajesz sobie z tego sprawy?
Widziałam jej błyszczące niebieskie oczy. Miała plan. Jaki? Zapolować na Nowego. Wiedziałam to, zanim zdążyła się odezwać.
  - Chcę go – oświadczyła – Będzie mój, zobaczysz.
  - Nie wątpię, a teraz pozwól, że pójdę na lekcje. Do zobaczenia.
  - Na razie, laska.
Zobaczyłam, że udaje się w stronę swojego nowego obiektu zainteresowań. Super. Przewróciłam oczami i weszłam do klasy, a tam? Niespodzianka! Trevor siedzi w mojej ławce i o coś wykłóca się z Chrisem.
  - O co chodzi? - przerwałam im, co zdecydowanie nie spodobało się Nowemu.
  - Nie twój interes – burknął – Twój kolega nie rozumie, że te ławki wcale nie są podpisane i twierdzi, że on tu siedzi. Wiedziałaś o tym?
  - Tak, wyobraź sobie, że wiedziałam, może dlatego, że Chris siedzi ze mną w tej ławce. Tak więc wypad.
  - Wypad? Wow, jakie słowo. Myślałem, że jesteś typem cichej dziewczynki, z którą łatwo pójdzie.
To była minuta, a może nawet sekundy jak Chris zamachnął się i wycelował prawego sierpowego w twarz Trevora.
  - Panie Bishop, zechce mi pan to wytłumaczyć?
Pięknie, pan Gilbert.
  - Panie Gilbert, nasz nowy kolega zdecydowanie obraził Ninę.
  - Doprawdy? A co takiego powiedział?
  - Że jestem łatwa, panie profesorze – wtrąciłam się do konwesacji – To dlatego Chris go uderzył w mojej obronie.
  - Panie Ramsey, dwa tygodnie kozy, a teraz proszę łaskawie zająć swoje – tu podkreślił – miejsce.
Nowy wziął swój plecak i poszedł do tylnej ławki, całkiem zadowolony z siebie. Ale dlaczego? Nie dość, że nagrabił sobie u naszego nauczyciela, to jeszcze zarobił dodatkowy szlaban. Jest się z czego cieszyć.
Odsunęłam swoje krzesełko i zobaczyłam, że Chris masuje sobie pięść.
  - Ej, mój wybawco – zaczęłam – Wszystko w porządku?
  - Tak, dzięki. Siadaj, bo nie chce mieć połamanej ręki,a ten gość jest naprawdę twardy.
  - Jasne – mruknęłam – Dziękuję, Chris.
  - Zawsze do usług.
Usiadłam i reszta lekcji minęła nam w milczeniu. Jak nigdy. Zawsze przynajmniej raz pan Gilbert upominał nas, żebyśmy przestali dyskutować na tematy, które nie są związane z lekcją biologii. Chris siedział zamyślony, nie zwracając na mnie uwagi.
  - Hej – zagadałam – Czemu siedzisz tak cicho?
  - Co? - najwidoczniej wyrwałam go z głębokiej zadumy – Ja, przepraszam. Zamyśliłem się.
  - No, to akurat zauważyłam.
  - Spotkamy się dzisiaj u ciebie?
  - Jasne – odparłam – Angielski, ma się rozumieć?
  - Nie, coś innego. Muszę z tobą pogadać.
I na tym urwał. Czy każdy dzisiaj będzie chciał ze mną poważnie porozmawiać?! Czekam tylko na wiadomość od Caroline.
Oparłam brodę na splecionych dłoniach i słuchałam nauczyciela. Chris nadal nic nie mówił.
Reszta lekcji przeleciała w mgnieniu oka. Niepokoiło mnie jednak to, że od pięciu lekcji nie widziałam Caroline, a akurat dzisiaj w planie nie miałyśmy razem zajęć. Po ostatniej lekcji matematyki, szłam do szafki, kiedy zobaczyłam moją blond przyjaciółkę pod szafką. Płakała.
  - Care! - podbiegłam do niej – Care! Spójrz na mnie! Co się stało?
  - Nina, Nina... Guy do mnie dzwonił.
  - I dlatego płaczesz? Caroline, nie sądzisz, że już dość przez niego wycierpiałaś?
  - Tak, zdaję sobie z tego sprawę, Nina. Dlatego to tak boli. Ja go nadal kocham.
  - Słucham? - zapytałam, wpatrując się w nią z otwartą buzią – Care, słyszysz co ty mówisz? Przecież po zerwaniu z nim, miałaś już z sześciu chłopaków! A na dodatek pisałaś z dziesięcioma innymi!
  - Wiem to. Ale ja go kocham.
  - Po co dzwonił? - zapytałam zbyt ostrym tonem.
  - Stwierdził, że stęsknił się za mną... Po sześciu miesiącach, N! Dlaczego? Dlaczego musiał o sobie przypomnieć? - mówiła smarkając jednocześnie. Nie wyglądała za dobrze, cierpi.
  - Ej, Care. Chodźmy do mnie.
  - Przecież masz kozę.
  - Najwyżej dostanę kolejna, chodźmy.
  - Nie, Nina. Nie mogę. Idę do siebie chciałam ci tylko powiedzieć, że dzwonił.
  - I podnieść mi tym ciśnienie? Jeżeli tak, to zdecydowanie ci się to udało.
  - Nina, wolę cierpieć z nim niż bez niego.
To były najszczersze i najprawdziwsze słowa, jakie kiedykolwiek usłyszałam od mojej przyjaciółki. Guy to chłopak, z którym chodziła trzy miesiące, ale wcześniej podkochiwała się w nim dobre dwa lata. W końcu po takim czasie, ten ją zauważył i się umówili. Pasowali do siebie. Caroline, wysoka blondynka z niebieskimi oczami, długimi rzęsami i nogami, jakie chciałaby mieć każda modelka, a Guy wyższy od niej, starszy o dwa lata, wysportowany i do tego – tu muszę przyznać – ciacho, z jakim chciała chodzić każda, a on to niestety wykorzystywał. Chodząc z Caroline trzy miesiące chyba pobił swój rekord. Wiedziałam, że Care pierwszy raz się zakochała, ale nie zdawałam sobie sprawy, że po takim czasie wyzna mi, że go kocha. Brakowało jej go, a on nieproszony odzywa się i twierdzi, że tęskni. Gorzej chyba być nie mogło.
  - Care, muszę już lecieć – powiedziałam delikatnie.
  - Tak, rozumiem. Do zobaczenia później.
  - Tak w zasadzie... Chris chciał się ze mną spotkać...
Uraziłam ją.
  - No tak, jasne. Baw się dobrze. - powiedziała i odeszła, zostawiając mnie siedzącą.
Wstawałam i złapałam się klamki, ale niestety, zapomniałam na jakim poziomie jest moja koordynacja ruchowa. Zanim zdążyłam się czegokolwiek podtrzymać, czułam, że spadnę i co najwyżej rozbiję sobie głowę. Zamknęłam oczy, ale nic nie poczułam. Raczej czyjeś ramiona, które oplotły mnie i trzymały.
  - Uważaj na siebie, Nina.
Trevor.
  - Puść mnie! Natychmiast! - wrzasnęłam
  - Hej, mała, nie rób zamieszania, tak? Dziękujesz mi za uratowanie głowy, jak mniemam?
  - Spadaj.
  - Jasne, do zoba w kozie.
  - Oby nie.
  - A jednak – mrugnął i się oddalił.
Nienawidzę tego człowieka. Nienawidzę go z całego serca.
Poprawiłam sobie bluzkę i ruszyłam w stronę klasy od geografii.

7 lutego 2013

Rozdział II



2.

Szłam prosto do swojej szafki z numerem sto dwanaście. Grzebałam w plecaku, poszukując kluczyka, kiedy ktoś złapał mnie za ramię, mówiąc:
  - Tego szukasz, panno wiem gdzie mam wszystko?
To był Chris. Machał mi przed twarzą kluczykami.
  - Możesz mi powiedzieć, Chrisie Bishop, jakim cudem to, czym machasz jest w twoim posiadaniu?
  - No wiesz, gdybyś pamiętała, że zostawiłaś je u mnie na łóżku, a potem lecąc jak na skrzydłach do domu ich nie wzięłaś, to wiedziałabyś dlaczego je mam.
  - Głupek! - powiedziałam i zabrałam mu kluczyki.
Przekomarzaliśmy się jeszcze chwilę, a jak dochodziliśmy do mojej szafki, Caroline, biegła do mnie z prawej strony i rzuciła mi się w ramiona.
  - Nina! Nina! Jak dobrze cię widzieć! Nie masz pojęcia co ja przeżywałam w nocy! Płakałam i smarkałam tylko, nic więcej – przerwała swój monolog – A ten, co tu robi?
Miała na myśli Chrisa. Nie lubiła go. Była w szoku, kiedy zgodziłam się pomóc mu w lekcjach, ale nigdy nie mówiła tego przy nim. Była naprawdę zła.
  - Ten ma na imię Chris i już sobie idzie – odpowiedział mój towarzysz – Do zobaczenia, Nino.
  - Cześć, widzimy się po szkole.
  - Widzimy się po szkole?! Nina, czy ty sama siebie słyszysz? To wyrzutek, dlaczego mu pomagasz?
  - Caroline, prosiłam cię już tysiąc razy! Nie mów tak w jego obecności – po namyśle dodałam – W mojej też!
  - Ej, lewku, dlaczego go tak bronisz, hm? Może to nie tylko kolega?
  - Caroline, znajdź sobie lepszą ofiarę niż Chris. Teraz idę na lekcje, do zobaczenia.
  - Ta, żegnam kolekcjonerko śmieci ze szkoły.
Naprawdę mnie wkurzyła. Nie lubiłam, kiedy źle mówiła o tym chłopaku. Lubię go. Nie, broń boże nie podoba mi się, nie kocham go i inne takie bajery, po prostu go lubię. Jest normalny, nie jak ci sportowcy, którzy widzą tylko siebie. Można z nim pogadać, a poza tym, nie jest też strasznie brzydki. Kto nie lubi blond włosów i niebieskich oczu? Kto? Caroline! To moja odpowiedź. Chris przypomina jej byłego, dlatego go tak nienawidzi. Nie rozumiem ludzi.
Wzięłam potrzebne książki z szafki, zamknęłam ją i pobiegłam na lekcje do pana Collinsa. Nie lubił spóźnialskich.
Wleciałam do klasy i usiadłam na swoim miejscu. Aktualnie sama zajmowałam całą ławkę, gdyż moja wierna towarzyszka Vicky, przeniosła się z rodzicami i już nie mieszka w naszej dziurze – Peterstown. Wyładowałam książki od geografii na ławkę i nim zdążyłam sięgnąć po długopis, pan Collins wchodził do klasy. Nie był sam. Za nim ciągnął się jakiś chłopak. Nowy. Wszedł, ciągając nogami, najwyraźniej bardzo niezadowolony. Na głowie miał kaptur, od wielkiej, czarnej bluzy z napisami, których nie rozumiałam. Ciemne jeasny, poobdzierane, ciągnęły się po ziemi, ale najwyraźniej nowemu to nie przeszkadzało.
  - To jest wasz kolega – stwierdził monotonnym głosem nauczyciel – Mógłbyś być tak łaskaw i przedstawić się klasie?
  - Nie bardzo – odpowiedział i zaczął szukać wolnego miejsca.
Super. Tylko ja siedziałam sama... Jemu najwidoczniej też się to nie spodobało, bo zrobił mało zadowoloną minę. Nie był taki brzydki, ale charakterek jak widać miał.
  - Panie Ramsey, tam jest wolne miejsce, proszę je zająć i nie marnować mi lekcji.
Nowy podszedł do ławki, kiwnął mi głową i to by było na tyle. Usiadł (jak najdalej ode mnie, oczywiście), włączył muzykę z telefonu, założył kaptur i słuchawki, a na sam koniec położył się na ławce. Cudownie, zawsze marzyłam o takim towarzystwie na lekcji. Może zagadać?
  - Hm, cześć. Jestem Nina. Przeniosłeś się do nas?
  - A nie widać? - burknął.
  - Widać, bo siedzisz obok mnie. Nie warcz na mnie, chciałam być miła, jak nie to nie. Miłego życia w naszej szkole bez znajomych, bo będąc takim dupkiem, szybko ich nie znajdziesz.
  - Zawsze tyle gadasz? Nie? To dobrze, zamknij się już.
To by było na tyle. Konwersacja się urwała, nim dobrze się zaczęła. Przecież nie będę nad tym ubolewać.
Lekcja dłużyła mi się w nieskończoność. Muszę opowiedzieć o nowym Caroline i Chrisowi. Znaczy, tej pierwsze powiem, jak przeprosi tego drugiego. Proste.
Kiedy zadzwonił dzwonek, nowy wstał i powoli pakował rzeczy do brudnego plecaka.
  - Zejdź mi z drogi, chcę przejść – powiedziałam
  - To przeciśnij swój słodki tyłeczek za krzesełkiem.
Uderzyłam go. Dość mocno, bo się zachwiał, a w ostatniej chwili złapał się ławki.
  - Panno Pick! Może odwiedzi pani gabinet dyrektora.
  - Jak to?! A słyszał pan co on do mnie mówił?! - wrzasnęłam.
  - Panno Pick, koza, dzisiaj, dwie godziny. Zapraszam. - powiedział i czekał aż ja i nowy
wyjdziemy z klasy. Szłam i czułam jak palą mnie policzki. Co za cham! Jeszcze go dobrze nie poznałam, a już go nienawidzę. Na dodatek koza dzisiaj, pięknie. Mama mnie zabije.

6 lutego 2013

Rozdział I


1.

- Nina! Nina! Wstawaj, bo spóźnisz się do szkoły! - krzyczała mama z kuchni, tłukąc się z talerzami – Nie będę na ciebie czekać!
  - Wstaję, wstaję. Nie wszczynaj alarmu!
Wiedziałam, że podniesienie się z wygodnego łóżka z ciepłą kołderką, wcale nie będzie proste. Po tym jak spędziłam całą noc na gadaniu z Caroline, bo rzucił ją chłopak, wyglądałam jak śmierć. To nie jest fajne. Spojrzałam w lusterko, które umieszczone jest nad komodą i próbowałam się uśmiechnąć, ale mimo moich starań wyszedł z tego grymas.
  - Super – mruknęłam do siebie.
Pościeliłam szybko łóżko, nie sprawdzając co zostawiłam pod kołdrą, stwierdziłam, że posprzątam później, ponieważ teraz nie mam na to czasu. Wzięłam czarne jeasny, bieliznę oraz ciemnozielony top i już chciałam iść do łazienki, kiedy spostrzegłam, że za oknem pada.
  - Nie no, lepiej być nie może! - krzyknęłam wściekła.
Wróciłam się do szafy i ściągnęłam z wieszaka pierwszą lepszą bluzę, a już wtedy udałam się do toalety w potrzebie tak zwanych porannych czynności. Po mniej więcej piętnastu minutach zeszłam na dół gotowa do wyjścia, kiedy moją uwagę przykuła mina mamy. Była wściekła. Niedobrze.
  - Mamo? - zaczęłam delikatnie – Możemy już jechać?
  - Co? Ach, tak. - odpowiedziała, ale nie ruszyła się z miejsca. Po wyrazie jej twarzy,
zauważyłam, że chciała coś jeszcze powiedzieć jednak w ostatniej chwili zmieniła zdanie. Pewnie pokłóciła się z tatą, co ostatnio często miało miejsce.
  - Mamuś? Wychodzimy? Gdzie jest Amelie?
  - Twoja młodsza siostra nie idzie dzisiaj do szkoły. Źle się czuje.
  - To dlaczego nie mogłam sobie dłużej pospać? - zapytałam zirytowana – Przecież wiesz, że
w środy mam na dziesiątą, a jest dopiero kwadrans po ósmej!
  - Nino, proszę cię. Idź do samochodu, ja zaraz do ciebie dołączę.
  - Dobrze, już mnie nie ma.
Podeszłam do drzwi i zaczęłam ubierać moje ulubione trampki w kwadraty, trójkąty i inne figury geometryczne (mimo tego, że jak spojrzałam na nie, widziałam matematykę, lubiłam je). Podniosłam się i spojrzałam jeszcze raz w lusterko. Ta sama twarz. Kasztanowe, proste włosy, opadające delikatnie za ramiona, które wystarczy raz przeczesać szczotką, bo i tak same się ułożą. Niby powinnam być zadowolona, ale jakakolwiek próba uczesania ich w coś innego poza kucyk, kończy się niepowodzeniem. Zielone oczy, nie wyróżniały się niczym szczególnym, a jak na normalną siedemnastolatkę przystało, zawsze narzekałam na to, iż mam za krótkie rzęsy, dlatego codziennie nakładam na nie maskarę. Podoba mi się mój nos. Jest naprawdę bardzo delikatny, jedyna rzecz, do której nigdy się nie przyczepiam. Gorzej z ustami. Są po prostu dziwne. Każdy mówi, iż moje wargi nadają się do pocałunków jak do niczego innego, ale ja tam swoje wiem. Nie podobają mi się. Kiedy wpatrywałam się tak w swoje odbicie, nie potrafiłam ukryć jak bardzo jestem podobna do mojej matki – Belli. Porównując swoje obecne zdjęcia z jej, sprzed laty, nie mogę znaleźć różnicy. No, poza jedną. Moja mama, będąc w moi wieku miała ładniejsze kształty. Trudno, zawsze sobie powtarzam, że to, co ma urosnąć, urośnie w swoim czasie. Poprawiłam już ostatni raz włosy, narzuciłam czarną, skórzaną kurtkę na ramiona i wyszłam w tę straszną ulewę. Przebiegłam szybko do samochodu i wskoczyłam na przednie miejsce.
Po jakiś dziesięciu minutach z domu wyłoniła się mama. Jak zawsze przygotowana na wszystko zabrała parasolkę (uwaga! W parasolki! Czy to nie śmieszne?). Weszła do samochodu, sprawdziła w lusterku czy jej przefarbowane na rudo, krótkie włosy dobrze leżą i odpaliła auto. Jak zawsze miałam w zwyczaju, włączyłam od razu radio. Aktualnie leciała piosenka Fall Out Boy – I don't care. Uwielbiam ich.
  - Mogę zrobić głośniej, prawda?
  - Tak właściwie, to nie. Chciałabym z tobą o czymś porozmawiać.
  - Serio? W aucie? Przed szkołą? Mamo, nie załamuj mnie.
  - Nie próbowałam zaczynać tego tematu przy twoim tacie, bo mogłoby ci się zrobić głupio. Tak więc...
O nie! Tylko nie to... Kiedy mama ma mi coś do powiedzenia, a jej zdanie zaczyna się od słów „tak więc” już wiem, że mogę się spodziewać czegoś powalającego. Najlepsze było to, że mama zawsze o jakiś poważniejszych sprawach, rozmawiała ze mną w samochodzie, właśnie w drodze do szkoły.
  -Nino, nie wiem jak zacząć tę rozmowę. Może od początku - odchrząknęła teatralnie – Ostatnio zauważyłam, że spędzasz dużo czasu z tym chłopakiem od Bishop'ów.

  -Chris?
  -Tak, właśnie. Powiedz mi, Nina. Czy to jest twój chłopak?
Aha! Wiedziałam, że będzie coś o chłopcach, bo mama wydaje się skrępowana.
  - Mamo, to tylko kolega ze szkoły. Ostatnio pomagałam mu z angielskim, ponieważ sobie nie radził. Nie masz się co martwić.
  - Ale spędzasz z nim swoją każdą wolną chwilę.
  - Spędzałam, aż do dziś. Uwierz mi na słowo. Caroline rzucił wczoraj chłopak, więc spodziewaj się jej codziennych wizyt w naszym domu.
  - Dobrze, N. Mi to naprawdę nie przeszkadza, ale masz już siedemnaście lat i boję się o ciebie.
  - Boisz się o mnie? Dlaczego?!
  - Jestem twoją matką, więc... - przerwałam jej.
  - Tak, wiem. Jesteś moją mamą i musisz się o mnie martwić, ale co cię tak nagle naszło? Nie ćpam, nie piję alkoholu, jeżeli idę na imprezę, uprzedzam was o której wracam i gdzie idę. Co jeszcze mam zrobić, żebyś przestała się o mnie martwić jak o małe dziecko?
  - Nina, chodzi mi raczej o antykoncepcję.
Wybuchłam nieopanowanym śmiechem. Nie śmiałam się pod nosem, ale na całe auto. Dobrze, że padało i mama nie miała otwartych okien, bo kto wie, co pomyśleliby o mnie ludzie.
  - Co cię tak śmieszy, Nino?! - krzyknęła mama, nie, nie krzyknęła wręcz wrzasnęła na mnie.

  - Mamo, mam siedemnaście lat, wiesz? Nie sądzisz, że o takich rzeczach, to ja wiem już sporo? Kilka lat w szkole miałam wychowanie od życia w rodzinie, nauczyłam się tam wielu przydatnych rzeczy, o antykoncepcji również – przerwałam – A tak poza tym to po jaką cholerę wmieszałaś w to Chrisa?!
  - Myślałam, że wy jesteście razem i chciałam ci o wszystkim dokładnie opowiedzieć.
  - Mamuś, nie zrobię nic głupiego. Nie martw się o to, że wpadnę do domu i powiem wam, że jestem w 

ciąży – przy tym słowie, mama wzdrygnęła się – Więc nie zawracaj sobie głowy takimi głupotami, dobrze?
Zauważyłam, że podjechaliśmy pod szkołę, przyjęłam to z ulgą. Zaczęłam się zbierać, kiedy mama powiedziała:
  - Po prostu na siebie uważaj. Kocham cię, córeczko.
  - Ja ciebie też, mamo. Buziaki i do zobaczenia wieczorem!
Trzasnęłam drzwiami, wypuściłam głośno powietrze i mimo okropnej pogody, szłam, śmiejąc się, aż weszłam do budynku szkoły, gdzie spędziłam już trzy czwarte swojego życia.


Wstęp, czyli na początek coś o mnie!

Witam wszystkich czytelników.
Nazywam się Paulina. W grudniu skończę siedemnaście lat. Co mnie skłoniło, żeby założyć bloga? Czysta ciekawość czy potrafię pisać. Już kiedyś tego próbowałam, otrzymywałam pozytywne komentarze jak i negatywne. Z obu oczywiście byłam zadowolona, ponieważ wiedziałam co zmienić w moich tzw "wypocinach". Uwielbiam czytać. Praktycznie, cały swój wolny czas staram się poświęcać na różnego rodzaju książki, jednakże gustuję głównie w fantastyce. Mam milion różnych pomysłów, a co chwilę przybywa mi nowych. Jestem szczerze zainteresowana kto z Was będzie śledził losy głównej bohaterki opowiadania "Ostatni pocałunek". Nieciekawy tytuł? Uzasadnij. Nie podobają Ci się dodawane rozdziały? Napisz dlaczego, chętnie przeczytam. Jesteś ciekaw dalszych losów bohaterów? Czekaj na kolejny rozdział!
Mam nadzieję, że stopniowo uzyskam jakiś "fanów" (haha, jak to brzmi?), którzy chętnie czytać będą to, co zostanie tu zamieszczone. Dziękuję z przeczytanie, pozdrawiam! ;)