19 lutego 2013

Rozdział VII

7.
  - Caroline – szepnęłam – Caroline!
  - Co? Co jest? - podniosła się pospiesznie i od razu tego pożałowała, bo złapała się za głowę
jęcząc i masując sobie skronie – Moja głowa!
  - Ciszej – skarciłam ją – Chyba wczoraj przegięliśmy....
  - Nins? - wymamrotał Chris.
  - O, żyjesz. Miło. Wstawajcie, trzeba tu posprzątać – powiedziałam i zaczęłam kaszleć.
  - My się tym zajmiemy, N – stwierdziła Ollie – Jesteś przemęczona od tego kaszlu.
  - Chyba od tej wczorajszej tequili – burknęłam – Jak mogłam być taka głupia? Przecież wiedziałam, że po pierwsze my nie znamy umiaru, a po drugie jestem chora jak pies!
  - Hej, każdy z nas tego potrzebował – wyszeptał Chris, podnosząc się z kanapy.
Kiedy moi goście próbowali dojść do siebie, ja powlokłam się do kuchni i wstawiłam wodę na kawę. Kofeina. Tego mi właśnie trzeba. Nam. Kiedy otworzyłam górną szafkę nad blatem, rozległ się dzwonek mojego telefonu. Pobiegłam szybko do salonu, gdzie zastałam przyjaciół w tej samej pozycji, co poprzednio.
  - Wyyyyycisz go! - cichy głos Care rozkazał mi, machając ręką.
  - Już odbieram. Halo?
  - Cześć, Mała.
  - Trevor? - zapytałam zdziwiona i napotkałam pytające spojrzenie mojej przyjaciółki – Co chcesz?
  - Ładne mi powitanie. Coś słabo brzmisz, wszystko w porządku?
  - Nie owijaj w bawełnę, tylko gadaj co znowu.
  - Chciałem ci tylko oznajmić, żebyś wstawiła wodę na herbatę, albo coś i najlepiej otworzyła mi teraz 
     drzwi – powiedział i zadzwonił do drzwi frontowych.
Stałam sparaliżowana, kiedy Trevor dobijał się do mojego domu.
  - Otworzę – odparłam cicho i poszłam.
  - Witaj, Nin... Co ci się stało?
  - Mi? Jestem chora po twoim cholernym spacerze! Czego tutaj szukasz?
  - Nie chodzi mi o chorobę, tylko o to jak wyglądasz. Czyżbyś wczoraj pobalowała?
  - Nie twój zakichany interes. Potrzebujesz czegoś?
  - Może zaprosisz mnie do środka?
  - Może jednak nie – powiedziałam i chciałam zamknąć mu drzwi przed nosem.
  - Nie tak prędko. Czy dla każdego jesteś taka niemiła?
  - Tylko i wyłącznie dla nieproszonych gości – odparłam, wymuszając uśmiech.
  - Kto to? - krzyknął z wnętrza domu Chris.
  - Nikt ważny! Zaraz przyjdę! - jednak nim zdążyłam cokolwiek dodać, Chris pojawił się
przed drzwiami, otwierając szeroko oczy i patrząc to na mnie, to na Trevora.
  - Cześć, jestem Trevor, ale to chyba już wiesz?
  - Niestety, czego chcesz od Niny?
  - Nie twój interes, Bishop. Spadaj, rozmawiamy.
  - Nie – powstrzymałam go – Nie idź nigdzie. Trevor, jak wpuszczę cię do domu, dasz mi święty spokój?
  - Rozważę to – powiedział i wpakował się do mojego mieszkania. Zrezygnowana zamknęłam
drzwi i poszłam za nim do salonu.
  - Wow! Imprezka i ja nie byłem zaproszony?
  - Trevor! - krzyknęła Caroline – Cześć! Nie wiedziałam, że wpadniesz!
  - A my się znamy? - zapytał zaskoczony – Chyba nie dość dobrze, bym pamiętał twoje imię, więc nie zawracaj mi tym głowy, Śliczna.
  - Nazywam się Caroline – brnęła dalej dziewczyna – Chodzimy razem na zajęcia z historii!
  - Może, nie pamiętam. Nieważne – warknął Trevor do Care zupełnie jak do mnie, pierwszego
dnia jego pobytu w szkole. Caroline nie mogła się otrząsnąć, a Olivia tylko kręciła głową i dalej sprzątała. Care była w totalnym szoku. Nigdy żaden facet jej nie odrzucił, a już na pewno nie powiedział jej, że go nie interesuje. Cios dla ego, nie ma wątpliwości.
Kiedy i ja zabrałam się za sprzątanie, a Chris w tym czasie wynosił śmieci przez tylne drzwi w kuchni, Trevor podszedł do mnie i szepnął na ucho, abym poszła za nim do kuchni. Bez wahania (dlaczego nawet nie udawałam, że nie chce mi się iść?!) wstałam i poczłapałam się za nim. Wszedłszy do kuchni, Trevor zamknął drzwi i odetchnął z ulgą.
  - Nie lubię twojej koleżanki.
  - Fajnie, a co mnie to obchodzi? Po co miałam tu z tobą przyjść? - udałam obojętną.
  - Chciałem się zapytać na osobności czy pójdziemy gdzieś dzisiaj razem. Wieczorem?
  - Słucham? Nie ma mowy!
  - Przecież ostatni wspólny wypad, przeżyłaś bez szwanku.
  - To nie znaczy, że chcę się z tobą umówić.
  - Zwykły przyjacielski wypad.
  - Ja... - zaczęłam i postanowiłam skłamać – Zależy czy Chris się zgodzi.
  - A co on ma do tego?
W tym momencie Chris wszedł do kuchni, patrząc na nas sceptycznie.
  - Bo... Ja... Chris jest moim chłopakiem i wątpię, żeby się zgodził, abym wyszła z innym – palnęłam.
  - Serio? - wydawał się tym faktem szczerze zaskoczony – Nie wiedziałem. Szczęścia i takie tam. Mimo to, moja propozycja jest nadal aktualna, Milady.
  - Nie zwracaj się tak do niej – warknął „mój chłopak” - Nigdzie z tobą nie wyjdzie, nie dopóki jest ze mną – powiedział, obejmując mnie. Ulżyło mi.
  - Nie ma problemu. To ja spadam, nara.
  - Cześć – szepnęłam i po tym jak Nowy wyszedł, odsunęłam się od Chrisa.
  - Przepraszam – bąknęłam – Próbowałam coś wymyślić na poczekaniu, a nic innego mi do głowy nie przyszło. Wybacz.
  - Nie ma sprawy, nie przejmuj się.
  - Dzięki. Hej, a może wyjdziemy gdzieś razem? - zaproponowałam.
  - Nins, wybacz, ale dzisiaj wychodzę z chłopakami.
  - Jasne, no tak. Chodźmy dokończyć sprzątanie – powiedziałam i wyszłam z kuchni trochę
urażona. Myślałam, że dla mnie zawsze ma czas. Bez przesady. Przecież nie może dla mnie rzucać wszystkiego innego. Muszę sobie po prostu wymyślić ciekawe zajęcie na dzisiejszy wieczór. Mogę sobie przecież włączyć jakiś ciekawy film na DVD i obejrzeć go z kubkiem kakao i popcornem. Dobry plan, który najprawdopodobniej zrealizuję.
  - Nins, umówiłam się – walnęła znikąd Caroline.
  - Co? Z kim?! Mów szybko! Ładny? W co gra? Jakie ma oczy? Ładnie zbudowany?
  - Z Guy'em... - wyszeptała.
Zatkało mnie i kompletnie nie miałam pojęcia co jej powiedzieć.
  - Będziesz tego żałować, Care. Nie zauważyłaś, że on zawsze wraca do ciebie z podkulonym ogonem? Cholera, dziewczyno ogarnij się!
  - Nino, od ciebie akurat oczekiwałam wsparcia!
  - Wsparciem mogłam być przy pierwszym razie, drugim, ale nie dwudziestym! Care on cię wykorzystuje!
  - Nie! Nic takiego nie robi, a ja go kocham. Najwyraźniej przeliczyłam się co do ciebie, wychodzę. Ollie?
  - Jasne, idę. Przepraszam za nią, Nins. Też jej to wbijam do głowy, ale nic z tego.
  - Wiem, Ollie. Dzięki.
  - Do zobaczenia.
  - Na razie.
Dziewczyny wyszły, a ja zauważyłam, że i Chris się do tego zbiera.
  - Idź, dokończę.
  - Dzięki, Nins.
I wyszedł. Zamknęłam za nim drzwi i westchnęłam. Już miałam się zabierać za wycieranie podłogi, kiedy usłyszałam za sobą:
  - Potrzebujesz dodatkowej pary rąk do sprzątania?
  - Trevor? Co ty tu do cholery robisz?
  - Stwierdziłem, że pomogę.
  - Ale ja nie potrzebuję pomocy, już kończę.
  - Może jednak – powiedział i przybliżył się do mnie i złapał w talii.
  - Odwal się ode mnie, dupku! - wyrwałam się.
  - Niegrzeczna dziewczynka, każda chciałaby być na twoim miejscu.
  - Na jakim? Na tym, że mam prześladowce, który nie umie utrzymać łap przy sobie? Czego mają mi zazdrościć? Odpieprz się w końcu ode mnie! - wrzasnęłam.
Plask. Poczułam silną rękę na policzku i odruchowo złapałam się za niego. Uderzył mnie. Chłopak. Uderzył mnie tak, że aż się obróciłam. Stałam do niego tyłem i trzymałam się za piekącą część twarzy. Poczułam, że z wargi leci mi krew i szybko otarłam ją wierzchem dłoni. Odwróciłam się.
  - Wynoś się stąd! - krzyknęłam z płaczem.
  - Nina! Przepraszam! Nie wiem co we mnie wstąpiło! Przepraszam! - błagał.
  - Wynoś się, albo zadzwonię na policję!
Wyszedł, nie spojrzawszy na mnie. Osunęłam się po drzwiach i zaczęłam płakać. Nie zadzwonię ani do Chrisa, ani do Caroline. Zostałam sama, a gorzej już być nie mogło.
Zapłakana skończyłam sprzątanie i weszłam po schodach do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam zanosić się płaczem. Bolało. Dlaczego on mnie spoliczkował? Wyzwałam go, ale sam sobie na to zasłużył! Nie mogę w to uwierzyć.
Rozmyślając na tym w łóżku pełnym chusteczek, odpłynęłam w niebyt. 

17 lutego 2013

Rozdział VI

6.

Kiedy weszłam do domu, od razu udałam się do kuchni po ciepłą herbatę. Ściągając kurtkę, zauważyłam tatę, pracującego przy kuchennym stole.
  - Cześć, tato.
  - Witaj, Nina! Co tak wcześnie dzisiaj? - zapytał podejrzliwym tonem.
  - Dostałam gorączki w szkole – skłamałam (znowu!) - Pani kazała mi wrócić do domu.
  - To dlaczego jesteś cała przemoczona, dziecko?
Ups. Tego nie przewidziałam .
  - Biegłam całą drogę, bo nie miałam z kim jechać.
  - Mogłaś zadzwonić do mnie lub do mamy!
  - Padł im telefon. A teraz pozwól, że pójdę na górę i założę czyste i suche ciuchy.
  - Leć, ale zaraz cię tu widzę, pijącą ciepłą herbatę pod kocem!
  - Oczywiście!
Pobiegłam schodami na górę i wbiegłam do pokoju. Podeszłam do szafy i wyjęłam z niego szare, poobdzierane stare dresy i ciemnoniebieski top.
Udałam się do łazienki i spojrzałam w lusterko. Wyglądałam strasznie. Pokręciłam głową i weszłam pod prysznic.
Kiedy już się ogarnęłam i przeżyłam godzinę w kuchni z tatą, poszłam do pokoju i położyłam się pod koc. Zanim zdążyłam o czymkolwiek pomyśleć, odpłynęłam.
  - Nina, Nina! - mówił nade mną jakiś głos.
  - Taaaaak? - ziewnęłam.
  - Wstawaj i wypij ten syrop. Tata mówił, że przybiegłaś ze szkoły cała mokra. - to była
mama. Stała nade mną i podawała mi jakieś bezbarwne paskudztwo, po którym wypiję pewnie kilka szklanek wody mineralnej.
  - Dzięki, zaraz wezmę – powiedziałam i zsunęłam się z łóżka.
  - Nie zaraz, tylko teraz! Dlaczego mi rano nie powiedziałaś, że się źle czujesz/
  - Bo wtedy nic mi nie było – odpowiedziałam i zaniosłam się kaszlem.
  - No ładnie, moja droga! Nie ruszasz się z łóżka nawet na krok!
  - A do łazienki?
  - Nie przeginaj, Nins.
  - Jasne, przecież żartowałam!
Siedziałam na końcu łóżka i patrzyłam się bezcelowo w okno. Wzięłam do ręki łyżkę i syrop,a następnie wypiłam go, krzywiąc się i krztusząc. Wstałam, odłożyłam tę ciecz na biurko i wsunęłam się pod koc, po czym uświadomiłam sobie, że dawno nie pisałam w pamiętniku. Podniosłam się i zaczęłam grzebać pod poduszką, ale nie mogłam nic wyczuć.
  - Co jest, co cholery!
Szukałam dalej, jednak bez skutku. Podbiegłam do komody i przetrzepałam wszystkie szuflady, po czym zrezygnowana usiadłam na dywanie. Gdzie ja go położyłam?
  - Mamo? Byłaś w moim pokoju? - krzyknęłam.
  - Byłam, a bo co? - zapytała podejrzliwym tonem
  - Zginęła mi jedna rzecz i nie mogę jej znaleźć!
  - Tego szukasz? - zapytała moja rodzicielka, stojąc w drzwiach i trzymając moją zgubę.
  - Skąd go masz?! - wrzasnęłam, podbiegając do niej i zabierając jej z ręki moją własność.
  - Chciałam ci zaścielić łóżko, kiedy on wyleciał mi spod poduszki.
  - Dlaczego go wzięłaś?!
  - Jesteś moją córką i..
  - To cie nie upoważnia do zabierania moich osobistych rzeczy! A już na pewno nie pamiętnika! Jak mogłaś?!
  - Ja.. - zaczęła niepewnie, ale zaraz potem zmieniła ton głosu na ostry – Nie odzywaj się do mnie w taki sposób, Nino. Jestem dorosłą osobą, więc...
  - Jesteś dorosłą osobą i przeczytałaś cudze myśli, tak?!
  - Nie cudze, tylko twoje, a ty jesteś moją córką!
  - Nie miałaś prawa! - wrzasnęłam – Nie miałaś żadnego cholernego prawa! Co chciałaś o mnie wiedzieć?!    No co? To, że jak się na ciebie i tatę wkurzałam, to mogłam się wyładować pisząc? Tak? Powiedz mi jedno. Lepiej ci się zrobiło jak to przeczytałaś? Lepiej ci, bo teraz wiesz o wszystkich moich sekretach?! Lepiej? - to ostatnie powiedziałam niemal z płaczem.
  - Tak! Jest mi zdecydowanie lepiej, dziecko! Teraz wiem, że nie należy ci ufać!
  - Ciekawe dlaczego?
  - Wiem wszystko to, co robiłaś poza domem. To jak całowałaś się z prawie obcym chłopakiem nad jeziorem wieczorem, to jak...
  - To nie był obcy chłopak! Czy ja naprawdę zrobiłam coś tak okropnego, że musiałaś mi go przeczytać?! Nie chcę cię znać! Nie chcę cię widzieć! Żałuję, że mieszkam w tym domu.
Gdyby to była zwykła kłótnia, mamę to zdanie zdecydowanie by uraziło, ale nawet ona miała swoją dumę. Jak mogła mi to zrobić? Teraz nie będę potrafiła nawet na nią spojrzeć, nie bez żalu.
  - Nino, masz szlaban.
Roześmiałam się.
  - Szlaban? Chcesz mi powiedzieć, że uziemisz siedemnastolatkę, tak?
  - Co w tym takiego zabawnego?
  - To, że się nie dam! Nie mam pięciu lat i nic nie zrobiłam! Powinnaś pomyśleć nad sobą, wiesz? Nie chcę z tobą rozmawiać, mamo. Wyjdź, proszę. Nie mogę na ciebie patrzeć. Nie chce mi się wierzyć w to, co zrobiłaś.
Nie powiedziała ani słowa, tylko wyszła. Trzasnęłam za nią drzwiami i rzuciłam się na łóżko, wycierając mokre oczy. Po chwili wahania, wzięłam telefon i napisałam do Chrisa
Bardzo ci zależy na tym, abyś był na lekcjach?”
Już po trzydziestu sekundach dostałam odpowiedź.
Nie, zaraz u ciebie będę”
Właśnie za to go uwielbiałam, zawsze był wtedy, gdy go potrzebowałam.
Wstałam i poszłam do łazienki, żeby zobaczyć jak strasznie wyglądam. Miałam racje. Już chciałam zacząć się czesać, ale stwierdziwszy, że to przecież mój Chris, nie musiałam tego robić. Wyszłam z toalety i skierowałam się na dół. Nim przekroczyłam próg kuchni, rozległ się dzwonek do drzwi.
  - Otworzę! - krzyknęłam.
Poszłam i wpuściłam najlepszego przyjaciela do domu. Ledwo przeszedł przez futrynę, rzuciłam mu się w ramiona i go przytuliłam. Zaskoczony, pogłaskał mnie po plecach i odchrząknął.
  - Nins, wszystko okej?
  - Nie, nic nie jest okej. Chodźmy na górę.
  - Okej.
Weszliśmy do pokoju, a ja zamknąwszy drzwi wydarłam się:
  - Nienawidzę tej rodziny!!!!
  - Wow, Nins, spokojnie. Może opowiedz mi wszystko po kolei, co?
  - Mama przeczytała mój pamiętnik, starczy?
  - Co zrobiła?!
  - To, co słyszałeś. Nie wierze w to, ale jednak.
  - Aż tak źle? - jęknął.
  - Źle? Gorzej niż źle, Chris!
  - To co ty tam pisałaś, dziewczyno?
  - Szybki i wszystko wyjaśniający przykład? Wszystkie wypady nad jezioro.
  - No to niedobrze.
  - Serio? Nie wiedziałam!
  - Spokojnie, może o tym zapomni..
  - W co ty wierzysz? Nie ma takiej opcji. Teraz, będzie mi to wypominała do końca mojego marnego życia w tym domu.
  - Przesadzasz, damy radę!
  -Mam nadzieję....
W tym momencie do pokoju wpadł tata, ale zobaczywszy, że to Chris siedzi obok mnie odetchnął i tylko zapytał:
  - Jedziesz z nami do ciotki Stelli?
  - Nie, co to, to nie! Nie lubię tej ciotki...
  - Ale ona dzisiaj ma urodziny, Nins. Weź to pod uwagę.
  - Życzcie jej ode mnie wszystkiego najlepszego!
  - Jak chcesz, będziemy późno.
  - Pa, tato.
  - Do widzenia, panu.
Kiedy mój ojciec wyszedł, Chris spojrzał się na mnie znacząco, na co ja odparłam:
  - Tak, pewnie wrócą jutro w południe jeszcze na kacu.
  - Czyli?
  - Czyli podstawowe pytanie, Chrisie. Co powiesz na maraton filmowy?
  - Po Caroline zadzwonisz, prawda?
  - Jest moją przyjaciółką...
  - Dobra, dzwoń. Przeżyję.
Uśmiechnęłam się do niego i wybrałam na telefonie numer Care. Odebrała od razu.
  - Hej, N! Co słychać?
  - Co powiesz na maraton filmowy?
  - Rodzice u ciotki?
  - Dokładnie! - roześmiałam się.
  - Chris będzie, prawda?
  - Prawda, będzie.
  - To mogę wziąć Olivie?
  - Twoją kuzynkę, tak?
  - No.
  - Jasne, bierz.
  - A zaopatrzyć się w małe co nieco?
  - Dałabyś radę?
  - Jasne! Będzie nas czterech, czyli trzeba coś mocniejszego. Będę z Ollie za pół godziny!
  - Do zobaczenia.
  - Nara.
Rozłączyłam się i położyłam na łóżku. Po ataku kaszlu, zmieniłam zdanie i usiadłam obok mojego towarzysza.
  - Kiedy cię złapało?
  - Co złapało?
  - Choroba, głupku!
  - A! - zwiesiłam się – Muszę ci coś opowiedzieć. Coś, co dotyczy dzisiejszego dnia.
  - Raczej to, że przeleżałaś go w łóżku, Nins, nie jest ciekawe.
  - Tak naprawdę nie leżałam w łóżku, a rozchorowałam się po dzisiejszej wyprawie do lasu.
  - Do lasu?! Co ty robiłaś sama w lesie?
  - Nie byłam sama, towarzyszył mi Trevor.
  - Kto?
  - Trevor...
  - Ten nowy? Czekaj, chwilę.. Byłaś w lesie w obcym facetem, tak? Możesz mi powiedzieć jak do tego doszło?
Oparłam się o ścianę i o ramię mojego przyjaciela. Zaczęłam mu opowiadać o pierwszej wizycie Nowego u mnie w domu i skończyłam na dzisiejszym spacerze po lesie. W międzyczasie wtrącałam coś o tym jak bardzo nie lubię mojego prześladowcy, na co on zawsze reagował uśmiechem. Kiedy skończyłam swój monolog, przytuliłam się do niego i nawet nie zauważyłam kiedy odpłynęłam. Obudził mnie wrzask kogoś nad moją głową:
  - Ej, wstawajcie! Ile można?! Co byście zrobili jakbym była włamywaczem, co?
Caroline.
  - Już, moment, chwila – wymamrotałam.
  - Wygodnie się śpi? - zapytała, unosząc brwi. Zorientowałam się o co jej chodzi, kiedy
spostrzegłam, że leżę na klatce piersiowej Chrisa.
  - Chris – powiedziałam, wstając – Wstawaj, przysnęło nam się trochę.
  - Trochę? - zaczęła się śmiać Care – Ludzie, spaliście ponad trzy godziny!
  - Przecież wy miałyście być za pół, więc to niemożliwe.
  - Tak, ale musiałam poczekać, aż nasi rodzice – tu wskazała siebie i Olivie – dadzą nam wykład.
  - I zajęło wam to trzy godziny?
  - Caroline zapomniała o tym, że spędziła ponad godzinę przed lusterkiem – zaśmiała się
Olivia, kuzynka mojej przyjaciółki.
  - Ciekawe po co? – zapytałam z sarkazmem.
  - Tak, mnie też to zastanawia – wymamrotała Olivia i pokazała swoje dołeczki z policzkach.
Była bardzo delikatną dziewczyną, bynajmniej z wyglądu. Jej dość ciemna karnacja, kontrastowała z mocno zielonymi oczami, które otoczone długimi rzęsami, wydawały się niemal egzotyczne. Urody mogła pozazdrościć jej każda dziewczyna, a oprzeć się jej nie mógł chyba żaden chłopak. Była dość wysoka. Metr siedemdziesiąt na pewno. Minus był taki, że nie nosiła za często szpilek, ale po co jej one, skoro ma się takie długie nogi? To chyba u nich rodzinne. Najbardziej podobały mi się płomiennorude włosy, zaczesane w kucyk.
Kiedy dwie kuzynki wpatrywały się w Chrisa, ja postanowiłam wstać i przygotować coś do picia.
  - Herbaty?
  - Ty lepiej przynieś kieliszki, Nins. Dzisiaj balujemy – powiedziała i wyciągnęła z torebki
trzy butelki tequili.
  - Wow, nieźle – powiedział Chris i wstał z łóżka.
  - Czy kiedykolwiek we mnie zwątpiliście? - zakpiła Caroline i razem z eskortą ruszyła za mną
na dół. Doszliśmy do salonu, moi goście się rozsiedli, a ja popędziłam po literatki. Zadowolona swoją zdobyczą, weszłam do pokoju, gdzie byli moi znajomi, postawiłam przed nimi szklanki i włączyłam film na DVD. Chris nalał każdemu napoju, przeznaczonego dla dorosłych i usiadł w fotelu. Tak właśnie zaczęła się nasza mini impreza.

13 lutego 2013

Rozdział V

5.

Sama nie wiem dlaczego się zgodziłam. Musiałam mieć chwilowe zaćmienie mózgu, albo coś w tym stylu. Nigdy nie jechałam samochodem z obcym chłopakiem! Rany, ja nawet się nie umawiałam z kimś, kogo nie znałam. Co mi odbiło?
  - Nad czym myślisz? - zapytał mój porywacz.
  - A obchodzi cię to? - burknęłam, zapinając pasy.
  - Nie, nie obchodzi. Chciałem być uprzejmy.
  - Ty? Uprzejmy? Nie rozśmieszaj mnie, Trevor.
  - Potrafię być serio miły, jeżeli się postaram.
  - Jakoś tego nie zauważyłam – mruknęłam pod nosem – Możesz mi łaskawie wyjaśnić gdzie mnie porywasz?
  - Porywam? - zdziwił się – Zgodziłaś się dobrowolnie jechać ze mną na wagary, moja droga.
  - Nie, wcale się nie zgodziłam!
  - Tak? A jakim cudem znalazłaś się w aucie? - zapytał ze złośliwym uśmieszkiem i odpalił
swoje cudo. Wpatrywałam się przed siebie, gotując się ze złości. Co ja tutaj robię?
  - Masz coś przeciwko temu, abym włączył muzykę?
  - A gdybym miała, wziąłbyś to pod uwagę?
  - Nie – odpowiedział krótko i wsadził płytę Biffy Clyro do odtwarzacza.
  - Biffy?
  - Znasz ich? - zdziwił się.
  - Kilka piosenek, nie wszystkie.
  - Nie spodziewałem się tego – uśmiechnął się.
Więcej nic nie powiedział. Nie miałam pojęcia dokąd się udajemy i starałam się wyglądać na wyluzowaną. Nie przychodziło mi to łatwo, zważywszy na to, że nikt nie wiedział gdzie jestem. Muszę napisać esemesa do Caroline.
Wyciągnęłam telefon, a Trevor tylko spojrzał na mnie, unosząc brwi.
  - Co? - warknęłam.
  - Nic, czy ja coś mówię?
  - Nieważne.
Wybrałam numer Caroline i wcisnęłam zieloną słuchawkę. Po czterech sygnałach, włączyła się poczta i słodki głos mojej przyjaciółki „Hej! Jeśli za mną tęsknisz, zostaw wiadomość! Buziaki!” 
  - Szlag – zaklęłam.
Po kolejnych próbach, zdecydowałam się na to, aby zadzwonić do Chrisa. Ten odebrał już po pierwszym sygnale.
  - Nina? Wszystko okej?
  - Jasne, dzięki! Chris, nie będzie mnie dzisiaj w szkole. Naprawdę źle się czuję, poleżę w domu.
  - Przyjść do ciebie? - zapytał pospiesznie.
  - Nie! - zaprzeczyłam zdecydowanie za szybko – Znaczy, nie chcę, żebyś się zaraził jakimś paskudztwem. Dam znać koło piątej, żebyś wpadł, albo coś, okej?
  - Jasne, trzymaj się.
  - Na razie, Chris.
Rozłączyłam się i spojrzałam na telefon. Dwadzieścia procent baterii, super.
  - Nie masz tu ładowarki, prawda?
  - Nie, nie mam.
  - Mogłam się domyślić.
  - Jeżeli chcesz, możesz zadzwonić z mojego telefonu – powiedział Trevor.
  - Serio? Mogę? - zaskoczona, wpatrywałam się w niego, ale on nawet na mnie nie spojrzał. No tak, przecież prowadził – A gdzie jest haczyk?
  - Nie ma żadnego haczyka, kobieto. Spokojnie. Nie chcesz dzwonić, to nie dzwoń.
  - Jasne, dzięki. A teraz możesz mi powiedzieć gdzie my, do cholery jedziemy?
  - Nad jezioro – odpowiedział.
  - Gdzie? Przesłyszałam się?
  - Nie, jedziemy nad jezioro. Nie masz ochoty trochę odpocząć?
  - Nie! Nie z facetem, którego nie znam! - wrzasnęłam – Wypuść mnie! Wypuść!
  - Spokojnie! Nie chcę cię zgwałcić, zabić ani nic tych rzeczy. Po prostu potrzebuję rozrywki, a w szkole znam tylko ciebie.
  - Jasne, ciekawe dlaczego? - zamilkłam na chwilę, po czym zapytałam – Dlaczego byłeś u mnie w domu?
  - Przecież chciałem ci oddać wisiorek.
  - A w szkole? Człowieku, kolejny raz okłamałam kogoś przez ciebie, a jeżeli mam to robić wolałabym wiedzieć, dlaczego.
  - Byłem u ciebie w domu, bo byłem. Koniec tematu. Nie pytaj więcej o to, bo i tak uzyskasz tę samą odpowiedź.
  - Dzięki, szczerość między dwojgiem ludźmi to podstawa, nie ma co! - żachnęłam się.
  - Nie jestem do ciebie przywiązany, więc daj mi spokój.
  - Dam ci spokój, jeżeli odwieziesz mnie do domu!
  - Nie.
  - Bo?
  - Nie i koniec. Przestań gadać, bo chcę posłuchać swojej ulubionej piosenki!
  - Wal się.
  - Tak zrobię – uśmiechnął się i dał głośniej radio.
Jechaliśmy około czterdzieści minut, kiedy Trevor oznajmił.
  - Wysiadka.
  - Co? Przecież nie jesteśmy nad jeziorem!
  - Jezioro jest w lesie, głupia.
  - Jasne, idę – odpięłam pasy i wysiadłam z auta. Trevor zamknął za mną drzwi i rozprostował
ręce, strzelając palcami.
  - Ałć, nie rób tak.
  - Jak? - zapytał – Tak?
I znowu strzelił, a ja podeszłam do niego i uderzyłam go w ramię.
  - Uważaj, bolało – udał, że masuje sobie rękę i uśmiechnął się, pokazując przy tym proste, białe zęby. Miał naprawdę ładny uśmiech. Kiedy to robił, w policzkach pokazywały mu się dołeczki, które do niego nie pasowały. Nie do takiego wyglądu. Czarne, nastroszone w każdą stronę włosy, kurtka tego samego koloru i spodnie dopasowane do reszty odzieży. Jedynie oczy się wyróżniały. Były mocno niebieskie, jak niebo latem.
  - Skończyłaś?
  - Co? Co skończyłam? - zapytałam speszona.
  - Patrzeć się na mnie – odpowiedział, znowu unosząc brwi i ruszając nimi. Mimo tego, że
miałam ochotę go zabić, roześmiałam się. Kiedy spostrzegł, że ze śmiechu opieram się o samochód, powtórzył wcześniejszy gest, a ja zapłakana chciałam go uderzyć w głowę, ale on się odsunął. Chwiejnym krokiem podeszłam do niego, a on znowu w tył.
  - Goń mnie – powiedział i pociągnął mnie za włosy.
Taka zachęta mi wystarczyła. Ruszyłam za nim biegiem, a on widząc, że jestem daleko w tyle, zwolnił, dając mi fory.
  - Dawaj, mała!
Biegłam jak najszybciej, próbując go dogonić, ale nic z tego.
  - Hej! Nie jestem dobra w tym sporcie! - krzyknęłam i stanęłam, opierając ręce na kolanach i
powoli oddychając - Wracaj!
Zobaczyłam, że biegnie w moją stronę, naprawdę szybko. Kiedy już był krok ode mnie, uśmiechnął się triumfalnie i stwierdził:
  - Wygrałem, nie masz prawa mnie od teraz nawet dotknąć palcem.
  - Co? To my o coś graliśmy? - zapytałam zaskoczona – Gdybym wiedziała, postarałabym się bardziej!
  - Nie wątpię – podszedł obok mnie i usiadł na trawę – Siadaj, odpoczniemy chwilę.
  - Jasne, przyda się.
Zdyszana, osunęłam się koło Trevora i położyłam głowę na trawie. Przyjemnie. Teraz, leżąc tutaj, zdałam sobie sprawę, że dawno nie byłam na takim spacerze, od tak, dla samej siebie. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w śpiew ptaków. To zawsze potrafiło mnie zrelaksować.
  - O czym myślisz? - zapytał z zaskoczenia mój towarzysz.
  - O tym, że lubię naturę.
  - Serio? - zdziwiony, pochylił się nade mną i stwierdził – A co w niej takiego fajnego?
Zanim odpowiedziałam na jego pytanie, stwierdziłam:
  - Zaburzasz moją przestrzeń osobistą, odsuń się.
  - Jasne, już się robi – powiedział zawiedziony i dodał – A kiedy będę mógł ją naruszać?
  - Nie w tym życiu, mój drogi.
To powiedziawszy, wstałam i otrzepałam jeansy z trawy.
  - Idziemy nad to jezioro?
  - Jasne. Nina, ostrzegam, że to trochę daleko.
  - To może wrócimy? - palnęłam.
  - Nie, możemy po prostu połazić po lesie, co ty na to?
  - Jestem za!
Kiedy Trevor wstał, poczułam na policzku coś mokrego. Kolejny raz. I znowu. Po kilku sekundach, stwierdziłam, że całe ubranie mam w mokrych kropkach. Deszcz!
  - Chyba nici z naszego dzisiejszego spaceru, Trevor. Nie chcę być chora, dlatego proszę, odwieź mnie do domu.
  - Przecież to tylko deszcz! - zaprotestował.
  - Dokładnie! A ja mam krótki rękawek i zaraz będę kichać!
  - Jak chcesz, jedziemy do ciebie.
  - My?
  - No, a kto?
  - Ja! Tylko i wyłącznie ja. Podwozisz mnie, wchodzę do domu, udaję, że źle się czułam, a mama nie zauważa nic niepokojącego.
  - Okej, niech będzie. Ale następnym razem, robisz mi kakao.
  - Pomyślimy – odparłam.
Zanim skończyliśmy tę dyskusję, rozpadało się na dobre. Pobiegłam przodem, a Trevor zaraz za mną, jednak po jakiś trzydziestu sekundach, wyprzedził mnie, stwierdziwszy najpierw, że nie znajdę drogi powrotnej. Miał racje, jednak nie chciałam mu tego przyznać.
Dobiegliśmy do samochodu i cali mokrzy wsiedliśmy do środka. Zanim zdążyłam zapiąć pasy, kichnęłam.
  - A psik! Nie, nie, nie! Tylko nie to! Zabiję cię, Trevor!
  - A co to moja wina?!
  - Tak twoja, ruszaj się, chcę już pod ciepły koc.
  - Oczywiście, Milady.
Czterdzieści minut minęło jak z bicza strzelił. Podczas podróży, co chwilę zamykały mi się oczy, co było oznaką nadchodzącego przeziębienia.
Kiedy zauważyłam, że skręcamy w moją ulicę, zapomniałam, że ani razu nie sprawdziłam, która godzina. Wyciągnąwszy telefon z kieszeni, zobaczyłam, że bateria całkiem padła, więc zrezygnowana, zaczęłam odpinać pas.
  - Jest kilka minut po dziesiątej – powiedział Trevor – Nie zaprosisz mnie do środka, prawda?
  - Prawda, nie zaproszę – odparłam i otworzyłam drzwi od samochodu – Na razie, Trevor.
  - Nie było tak strasznie, nie? Do zobaczenia, Nina.
Powiedział i zanim dobrze zamknęłam drzwiczki, nacisnął pedał gazu i odjechał. Wtedy jeszcze raz zdałam sobie sprawę, że byłam z obcym facetem w lesie. Jestem idiotką.

11 lutego 2013

Rozdział IV

4.

  - Co ty tu robisz, do cholery? Dlaczego kazałeś mi skłamać?! Jakim cudem otworzyłeś okno?!
  - Spokojnie, laleczko. Wszystko po kolei – to mówiąc, podał mi piżamę, a ja wyrwałam mu ją z rąk, zdając sobie sprawę, że stoję przed obcym chłopakiem w samym ręczniku.
  - Wyjdź stąd, ale już.
  - Nie mam zamiaru. Nie pomyślę nawet o tym, jeżeli się nie ubierzesz, śliczna.
  - Przestań tak do mnie mówić!
Wyszłam z pokoju do łazienki. Trzęsłam się, jak nigdy. Ale kto nie byłby przerażony? W moim pokoju stoi koleś, którego nienawidzę. Dom jest zamknięty, okno też było, a on dostał się do środka. Cudowna noc, nie ma co. Popatrzyłam w lustro nad umywalką. Policzki paliły mnie i były czerwone, czemu się nie dziwię. Ubrałam piżamę, zdjęłam ręcznik z głowy i poszłam do pokoju. Weszłam i trzasnęłam drzwiami. Stałam przez chwilę tyłem do mojego „gościa”, ale zebrałam się na odwagę i się odwróciłam. Leżał sobie rozłożony na łóżku i przeglądał magazyny młodzieżowe.
  - Lubisz czytać to badziewie? Tu nie ma nic ciekawego!
  - Co tutaj robisz? Jak się dostałeś?
  - Oknem.
  - Ono było zamknięte!
  - Owszem.
  - Więc?!
  - Co więc? Czego ode mnie oczekujesz?
  - Może tego, że wyjaśnisz mi co cię tu sprowadza i dlaczego. Człowieku ja cię nienawidzę!
  - Bo co? Bo przeze mnie musiałaś siedzieć w kozie? Nie wyglądasz dobrze, laleczko.
  - Nie mów do mnie laleczko.
  - Dobrze, Nino.
Powiedział do mnie po imieniu?
  - Możesz mi wyjaśnić teraz?
  - Ale co?
  - Wszystko najlepiej!
  - Przyszedłem oddać ci to – powiedział i wsadził rękę do kieszeni spodni, po czym wyjął.... mój naszyjnik!
  - Mój łańcuszek! Skąd go masz?
  - Musiał ci upaść, jak cię złapałem dzisiaj w szkole.
  - Ta, dzięki – wyrwałam mu go i podeszłam do biurka. Położyłam na nim moją zgubę.
  - No ja już pójdę – rzekł i zaczął wychodzić.
  - Że słucham? Mam rozumieć, że włamałeś się do mojego domu tylko i wyłącznie po to, aby oddać mi mój medalion, tak?
  - No tak, a czy ja wyglądam na złodzieja?
  - Nie! Raczej na włamywacza! Nie mogłeś mi go oddać w szkole jak cywilizowany człowiek?!
  - Nie wiem czy rozmawiałabyś ze mną na korytarzu, bo może twój chłopak mógłby się zdenerwować.
  - Chłopak? To ja mam chłopaka?
  - No, a ten blondynek, który tak wyskoczył w twojej obronie?
  - To przyjaciel.
  - Przyjaciel, zakochany w tobie po uszy, prawda?
  - Skąd ty to wiesz? - spytałam zaskoczona.
  - Takie rzeczy się wie. Nawet faceci mają do tego nosa – mrugnął do mnie, podszedł do okna
i wyskoczył przez nie. Sparaliżowana, podeszłam do fotela obok parapetu i usiadłam. Właśnie Trevor Ramsey był u mnie w domu. Włamał się tu. Widział mnie w samym ręczniku. Coś pominęłam? Nie usnę już dzisiaj, poza tym nie wiem nawet czy mi się opłaca, zważywszy na to, iż jest po czwartej nad ranem.
Powlokłam się do łóżka, przykryłam kołdrą i włączyłam muzykę. Z playlisty wybrałam Coldplay – Clocks i wsłuchałam się w głos wokalisty.
Po jakiś dwudziestu minutach, kiedy słuchałam piosenki Marianas Trench – Toy Soldier, zauważyłam, że już zaczyna świtać. Pięknie. Odłożyłam słuchawki na szafkę nocną i próbowałam się chociaż zdrzemnąć. Nic z tego. Zdenerwowana wstałam i zeszłam na dół do kuchni. Skierowałam się do czajnika z zieloną herbatą, nalałam jej sobie do mojego ulubionego kubka z myszką Mickey i usiadłam w salonie na kanapie. Zobaczyłam stos papierów porozrzucanych na stoliku. Tata pracował. Zajmuje się nieruchomościami, dlatego ciągle nie ma go w domu, więc coraz częściej kłócą się z mamą o to, że niedługo straci całkowity kontakt z rodziną. Kiedyś było inaczej. Co tydzień w weekendy jeździliśmy na łyżwy, do kina, albo na basen. Było, minęło. Nie jestem pewna czy to jeszcze wróci. Było naprawdę źle. Amelie nie zdawała sobie z tego wszystkiego sprawy, była jak zawsze uśmiechnięta i pełna energii. Wszystko się psuło. Nie wiem dlaczego. Ostatnio mam ochotę wyjść z domu i czekać, aż zaczną się o mnie martwić i mnie szukać. Ciekawe czy to by ich trochę zbliżyło? Nie wiem nawet czy warto próbować. Nie wiem już nic. Najgorsza jest w tym wszystkim bezsilność.
 Kiedy tak rozmyślałam, usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Fall Out Boy krzyczeli refren piosenki "I don't care". Pobiegłam na górę i wpadłam do pokoju. Wzięłam telefon i odczytałam esemesa od Chrisa:
Przepraszam za to co zrobiłem. Spotkajmy się jutro po szkole, co?”
Jasne! Nie mogę się doczekać.”
Kamień spadł mi z serca. Może nie wszystko jeszcze stracone? Odłożyłam telefon i weszłam pod koc, wyciągając spod koca pamiętnik. Napisałam:
Nie wiem czy go kocham jako chłopaka, czy tylko jako przyjaciela.
Wszystko się sypie, nie rozumiem.
Przecież było tak dobrze!
Czy niektóre sprawy muszą się komplikować?”
Zamknęłam pamiętnik i przez chwilę patrzyłam się w okno. Wschód słońca, zaraz do szkoły, a ja nie zmrużyłam oka. Nie wyczuwam pięknego dnia.
Położyłam się, zamknęłam oczy i odpłynęłam. Na piętnaście minut.
  - Nina, Nina – Amelie klęczała przy mnie, bo leżałam na... podłodze? Co ja do cholery robiłam na podłodze? - Mamusia cię kazała obudzić, bo się spóźnisz.
  - Dziękuję, promyczku. Leć na dół..
  - Nasypać ci płatki?
  - Jasne! Dzięki! - ucałowałam ją w czoła, a mała poleciała na dół, prawie podskakując.
Co ja robię na podłodze? Spadłam z łóżka? Dziwne.
Podniosłam się i wzięłam do ręki telefon i od razu odczytałam wiadomość:
Będę u ciebie dziesięć po ósmej, czekaj przed bramą. Nie pytaj kto. Do zobaczenia, laleczko!”
Co tu się do cholery dzieje? Laleczko? To musiał być Trevor... Nie daruję jemu i temu, kto dał mu mój numer!
  - Nina! Szybciej! Muszę Amelie podrzucić do przedszkola!
  - Mamuś, dzisiaj mam podwózkę!
  - Okej, ja wychodzę!
  - Jasne! Kocham was! - odkrzyknęłam.
  - My ciebie też! - pisnął głosik Amelie.
Uśmiechnęłam się pod nosem i poszłam do łazienki. Byłam tak zainteresowana czy to rzeczywiście esemes od Nowego, że łazienka poszła mi w piętnaście minut. Wow.
Zbiegłam na dół i w biegu zjadłam płatki. Byłam tak tym wszystkim zafascynowana, że z wrażenia zapomniałam plecaka z pokoju. Pobiegłam na górę i w drzwiach od mojego pokoju wpadłam na Trevora!
Znowu wrzasnęłam, a on bezczelnie się roześmiał.
  - Zawsze będziesz witać mnie z takim wrzaskiem? Hej, chyba nie jestem aż taki straszny, co?
  - Jak się tu... A zresztą, po co pytam jak i tak się nie dowiem.
  - Mądra dziewczynka. To jak? Jedziemy?
  - Jasne, wezmę plecak i...
  - Już jest z aucie, chodź.
  - Jasne...
Trevor schodził po schodach jakby znał ten dom na pamięć. Co się tu dzieje?
  - Gotowa na przejażdżkę życia?
  - Słucham?
  - Nie jedziemy do szkoły, jedziemy się zabawić, kochanie.
To powiedziawszy, złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę swojego lśniącego Audi TT.